Po publikacji dynamiki PKB w USA w prasie i serwisach pojawiły się opinie, że te dane nieoficjalnie zakończyły recesję w Stanach i to właśnie ten fakt tak podbudował inwestorów. Owszem, opublikowanie danych świadczących o powrocie do wzrostu gospodarczego jest sygnałem pozytywnym. Rynki nawet mogły zareagować na fakt, że dane były nieco lepsze od prognoz. Jednak z tą radością nie ma co przesadzać, a tym bardziej z oceną, że ta publikacja skłoniła inwestorów do zakupów. Ona dała do nich sygnał, ale raczej nie należy uznawać, że za siłę odbicia odpowiada jedynie wzrost PKB w USA. To byłoby naiwne. Przecież nie mamy do czynienia z sytuacją wielkiego zaskoczenia. Nikt nie oczekiwał, że PKB w Stanach w III kwartale spadnie. Ba, wiadomo było, że ten wzrost będzie niezły za sprawą wdrażanych w tym czasie planów stymulujących konsumpcję. O końcu recesji nie mówi się od wczoraj, ale mówi się o niej od sierpnia. Nie czarujmy się, skoro dane tylko nieznacznie były lepsze od prognoz (różnica w kwartalnej dynamice wynosząca kilka setnych procenta) to o jakim zaskoczeniu mowa? Skoro nie ma zaskoczenia, to znaczy, że wpływ danych na rynki jest raczej niewielki.
No, ale przecież wzrost cen pojawił się zaraz po danych, czyli ma z nimi wiele wspólnego. Ma, ale zwyżka nie była efektem radości związanej z lepszymi danymi. Dane stały się pretekstem do wykreślenia ruchu wzrostowego po wcześniejszych trzech dnia spadków cen. W naszym wypadku otarliśmy się o poziom wsparcia. Patrząc na indeksy amerykańskie, czy zachowanie pary EUR/USD także można zauważyć odbicia od poziomów wsparć. Jakie z tego płyną wnioski? Utrzymujące się przed ostatnimi spadkami tendencje nadal są aktualne. Stąd nie można wykluczyć, że zapoczątkowana wczoraj zwyżka cen zaprowadzi nas nawet na nowe szczyty. Problem polega na tym, że poziom emocji na rynkach na narasta (u nas rośnie LOP) i równie dobrze nad rynkami ponownie może zawisnąć czarna burzowa chmura. Warto dziś obserwować zachowanie popytu. Wczoraj nastroje same się poprawiły ze względu na czynniki techniczne. Dziś i na początku przyszłego tygodnia musi dość do poważnych zakupów, by ceny miały dalej rosnąć.