Fundamenty czy technika, jak dziś inwestować?

Jedni przekonują, że można spośród kilkuset spółek wybrać te, które dadzą ponadprzeciętny zarobek. Inni twierdzą, że to matematyka daje szansę na „wyprzedzenie tłumu” i chroni przed dużymi stratami

Publikacja: 31.10.2009 14:03

Fundamenty czy technika, jak dziś inwestować?

Foto: GG Parkiet

Fragmenty debaty zorganizowanej z okazji promocji przetłumaczonej właśnie książki Petera Lyncha z 1993 r. „Pokonać giełdę”

[b]Robert Nejman: [/b]Przeczytałem tę książkę Lyncha wkrótce po tym, gdy została wydana w USA. Dostałem ją jeszcze w wersji ksero, od znajomego, bo innych możliwości nie było. Już wówczas wysnułem trochę szersze wnioski niż te, o których mówi na przykład prezes Grzegorek – czyli że trzeba inwestować fundamentalnie. Na to, że to szersze spojrzenie jest uprawnione, wskazuje już choćby sam tytuł książki. „Beatting the Street” można też przetłumaczyć jako „Pokonać ulicę”. Chodzi o „pokonywanie” tłumu. O to, by nie iść razem z nim, tylko myśleć i decydować samodzielnie. Według mnie wybieranie niedowartościowanych spółek jest tylko jedną z metod. To, jaką należy wybrać, zależy od indywidualnych predyspozycji i przekonań inwestora.

[b]Witold Orłowski: [/b]Przekonania Lyncha są jak najbardziej aktualne. Na giełdę powinni trafiać jedynie ludzie odpowiedni, czyli właśnie ci, którzy mają nerwy ze stali. Inaczej, idąc na giełdę, robią krzywdę nie tylko sobie, ale i innym, powodując nerwowymi decyzjami zbyt duże wahania na rynku. Nieodpowiedni są ci, którzy nie są w stanie wytrzymać kilku dni bez sprawdzania, czy akcje lub jednostki funduszy nie straciły na wartości. Na giełdzie powinni inwestować ci, którzy są w stanie spokojnie przeczekać spadki i sprawdzić na przykład za rok, jaka jest ich stopa zwrotu. Pozostali, czyli ryzykanci, powinni raczej iść do kasyna i grać w ruletkę. Giełda to miejsce do lokowania oszczędności, a nie do grania akcjami.

[b]Krzysztof Grzegorek:[/b] W przeciwieństwie do Roberta Nejmana nie widzę metody, którą mógłbym wybrać w zamian. Są na przykład techniki zmiennej alokacji (inwestujące w akcje w różnym stopniu, w zależności od koniunktury – red.). Niektórzy twierdzą, że potrafią wejść na rynek wtedy, gdy jest on w dołku, a wyjść, gdy notuje maksimum. Nie mam pojęcia, skąd taka umiejętność miałaby się brać. Człowiek nie ma żadnych podstaw, żeby móc sensownie w dłuższym terminie w ten sposób inwestować. I wyniki tych funduszy to potwierdzają, ponieważ w dłuższym terminie one nie pokonują swoich benchmarków. Jest też analiza techniczna. Ale ona może działać jedynie w krótkim terminie. Ci, którzy się nią zajmują, czyli głównie dilerzy, wypalają się psychicznie i zdrowotnie bardzo szybko. Choćby dlatego nikomu nie polecam tej metody.

Stosowana przez Lyncha i przez nas metoda w moim przekonaniu jest jedyną dobrą. Podejście to oczywiście nie chroni przed spadkami – na początku kryzysu nasze fundusze i portfele odnotowały bardzo duże straty. Podobnie było u Lyncha w czasie dużej korekty w 1987 r. Źle się z tymi stratami czuliśmy, sporo naszych klientów zniechęciło się i wycofało pieniądze. Jednak, jak się okazuje, nie postąpili słusznie. Jak tylko rynek zaczął się odbijać, nasze fundusze i portfele w bardzo dużym stopniu odrobiły straty. A przecież giełda jest jeszcze znacznie poniżej poziomów z 2007 r., więc potencjał do zysku jest jeszcze wysoki.

[b]Robert Nejman: [/b]Ja przede wszystkim uważam, co chciałbym jeszcze raz powtórzyć, że każdy powinien dobrać metodę odpowiednią do swojej osobowości i swoich zdolności. Inwestowanie zgodnie z metodą fundamentalną wymaga przewidywania przyszłości dotyczącej spółek i to jest, w mojej opinii, równie trudne, albo i trudniejsze, niż w przypadku całych gospodarek. Natomiast metody techniczne raczej polegają na dostosowywaniu się do pewnych prawdopodobieństw. Bynajmniej nie wymagają przewidywania przyszłości. Ale przede wszystkim, i to jest kluczowe, metody techniczne są bezpieczniejsze, przynajmniej w krótszym terminie. Ułatwiają, wręcz automatyzują wycofanie się z pomyłki.

Przy podejściu czysto fundamentalnym popełnienie błędu na ogół kończy się katastrofą. Szczególnie w czasie bessy, gdy spadają ceny wszystkich akcji. Gdy się zorientujemy, że się pomyliliśmy, nasze akcje mogą kosztować 10 – 20 proc. ceny, po której je kupowaliśmy. Warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden problem, który często utrudnia dokonanie wyboru odpowiedniej dla danej osoby metody inwestowania. Wydaje mi się, że większość osób inwestujących na giełdzie, w tym ci, którzy inwestują na niej za pośrednictwem funduszy, nie ma żadnego planu. Na przełomie lat 2008 i 2009 często na spotkaniach towarzyskich osoby wiedzące, czym się zajmuję, pytały mnie, co zrobić z funduszami, które kupiły w 2007 r.

Na takie pytanie nie ma sensownej odpowiedzi. Ważne jest, jaką stratę dopuszczały. Znam niewiele osób, które mają plan inwestycyjny. Zazwyczaj jeden z dwóch. Pierwszy to systematyczne wpłacanie do funduszy i trzymanie ich długoterminowo. Drugi to określenie stop loss, czyli właśnie dopuszczalnej straty, po której wychodzą z funduszy czy bezpośrednio z akcji. To pozwala nie dopuścić do gigantycznych strat. Oczywiście ten pułap dopuszczalnej straty nie może być ustawiony zbyt wysoko, bo wówczas zbyt często inwestor będzie wyrzucany z rynku.

[b]Krzysztof Grzegorek:[/b] Mam wrażenie, że jest jakieś nieporozumienie wśród nas. Analiza fundamentalna wcale nie zakłada trzymania spółki, która nam się podoba w momencie kupna, dotąd aż upadnie. Metody Lyncha i fundamentalna mówią o tym, że w portfelu powinniśmy mieć spółki, które mają dobre perspektywy i które są niedoszacowane przez rynek. Lynch mówił o zdartych zelówkach od chodzenia na spotkania z zarządami. My robimy to samo. Spotykamy się z zarządami, czytamy raporty okresowe, bieżące. Jak coś nam zaczyna się nie podobać w spółce, szybko pozbywamy się jej akcji.

[b]Robert Nejman:[/b] Nie to miałem na myśli. Niemniej pozostaje problem z przewidywaniem przyszłości, czyli wyników tych spółek, zarówno w krótkim, a już na pewno w długim okresie. Chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na częsty nacisk na krótkoterminowe analizy. Instytucje zarządzające funduszami, a przede wszystkim portfelami, cały czas spotykają się z oczekiwaniami ze strony klientów. Klienci niestety patrzą na wyniki w bardzo krótkim horyzoncie czasowym. I zarządzający staje przed pytaniem, czy ulegać tej presji ze świadomością, że ostatecznie nikt na tym nie wyjdzie dobrze. Przypominają mi się najkoszmarniejsze w mojej karierze dwa miesiące, czyli początek 2003 r. Uważając, że to już koniec hossy internetowej, wyprzedałem prawie wszystkie akcje spółek powiązanych z informatyką w Internecie.

Przez kolejne kilka tygodni te akcje wciąż jeszcze zyskiwały w niesamowitym tempie. To był dla mnie potworny stres. Niecenzuralne e-maile od klientów, często nieprzespane przeze mnie noce. Na przełomie lutego i marca w rankingu funduszy akcji po najlepszych i przeciętnych nie było długo, długo nic i dopiero zarządzany przeze mnie DWS Akcji. Ale potem stres się skończył, pojawiła się satysfakcja i zadowolenie klientów. Na koniec roku efekt mojej decyzji był taki, że fundusz DWS Akcji był na trzecim miejscu i był jedynym, który od końca lutego do końca roku nie poniósł straty. I to głównie dzięki dobremu doborowi spółek tzw. starej gospodarki.

[b]Krzysztof Grzegorek:[/b] To są bardzo krótkie okresy. (śmiech)Robert Nejman: Fundusz osiągający najbardziej regularnie najwyższe stopy zwrotu na świecie, i to przy bardzo niskiej zmienności, to ten zarządzany przez Jamesa Simona. Fundusz działa na bazie modeli matematycznych.

[b]Witold Orłowski: [/b]Stosunkowo łatwo jest prognozować sytuację gospodarczą w perspektywie sześciu – 12 miesięcy. Trendy i dane na to pozwalają. Zatem można powiedzieć, że w połowie 2010 r. powinno zacząć się przyspieszenie wzrostu w polskiej gospodarce. Można też powiedzieć, co mniej więcej będzie się działo w gospodarce w perspektywie sześciu – 12 lat, bo tutaj działają czynniki fundamentalne. Zakładając oczywiście, że nie będzie wojny czy zamachu stanu. Ale w perspektywie roku – pięciu lat nie wiadomo, co się wydarzy. Mam wrażenie, że w przypadku giełdy jest jeszcze większy problem. Na dłuższą metę giełda idzie razem z gospodarką. Ale nikt nie jest w stanie przewidzieć tego, co się wydarzy w ciągu roku. Mogę jedynie powiedzieć, że mnie osobiście najbardziej prawdopodobny wydaje się wzrost, ale raczej powolny, z wahaniami po drodze.

[b]Robert Nejman: [/b]Na ogół jesteśmy w stanie przewidzieć, jak duże jest ryzyko spadku, a jak duże prawdopodobieństwo, że indeksy pójdą w górę. Posługując się metodą szacowania takich prawdopodobieństw, od grudnia 2008 r. trzykrotnie wchodziłem w rynek. Dwukrotnie zostałem przez stop lossy wyrzucony, a za trzecim razem już nie. Okazuje się więc, że ta metoda też może być bardzo skuteczna. Co dalej? Nie można wykluczyć kontynuacji zwyżki. Natomiast mam bardzo poważne obawy co do tego, czym ten ostatni wzrost jest napędzany. Według mnie głównie olbrzymią ogólnoświatową płynnością – pieniędzmi, które szczególnie w USA są produkowane i w małym stopniu trafiają do tamtejszej realnej gospodarki, a w dużym stopniu do banków, które niedawno nazywały się bankami inwestycyjnymi. Nie wykluczałbym więc też powrotu na giełdy bardzo negatywnych zjawisk. Wydaje mi się, że w tej chwili ryzyko takiego scenariusza jest już dosyć wysokie.

[b]Krzysztof Grzegorek:[/b]Ja jestem szczęśliwym człowiekiem, bo umiem się sam przed sobą przyznać, że nie umiem prognozować. Nie wiem, czy giełda za rok będzie 100 proc. wyżej czy 50 proc. niżej. Jednak historia moich wyników inwestycyjnych pokazała, że umiem wybierać dobre biznesy do portfela, a jak trzeba, to je sprzedawać.

[ramka][b]Peter Lynch, „Pokonać giełdę“[/b]

Peter Lynch przez 13 lat, do 1990 r., zarządzał funduszem Fidelity Magellan. Jego średnia roczna stopa zwrotu to 27 proc., czyli ponadtrzykrotnie więcej niż średnioroczna zwyżka S&P 500 w tym czasie. W 1993 r. opisał swoją metodę inwestowania w książce „Beating the Street“. W liście przekazanym w związku z polskim przekładem twierdzi, że jego filozofia nadal jest kluczem do sukcesu. Lynch kupuje, jak mówi, spółki, a nie akcje. „Jeżeli przeanalizujesz 10 spółek, to znajdziesz jedną, w której sytuacja wygląda lepiej od przewidywań rynku“ – zachęca. Lynch dużo mówi też o tym, że trzeba iść pod prąd. „Nie przejmuj się prognozami w mediach, jeżeli analiza fundamentalna mówi co innego“ – pisze. Podkreśla, że na giełdzie nerwy ze stali są ważniejsze od intelektu. Inicjatorem przetłumaczenia książki Lyncha na język polski było BZ WBK AIB TFI, które wykorzystuje jego metody od dawna.[/ramka]

Komentarze
Zamrożone decyzje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Co martwi ministra finansów?
Komentarze
W poszukiwaniu bezpieczeństwa
Komentarze
Polski dług znów na zielono
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Komentarze
Droższy pieniądz Trumpa?
Komentarze
Koniec darmowych obiadów