Fragmenty debaty zorganizowanej z okazji promocji przetłumaczonej właśnie książki Petera Lyncha z 1993 r. „Pokonać giełdę”
[b]Robert Nejman: [/b]Przeczytałem tę książkę Lyncha wkrótce po tym, gdy została wydana w USA. Dostałem ją jeszcze w wersji ksero, od znajomego, bo innych możliwości nie było. Już wówczas wysnułem trochę szersze wnioski niż te, o których mówi na przykład prezes Grzegorek – czyli że trzeba inwestować fundamentalnie. Na to, że to szersze spojrzenie jest uprawnione, wskazuje już choćby sam tytuł książki. „Beatting the Street” można też przetłumaczyć jako „Pokonać ulicę”. Chodzi o „pokonywanie” tłumu. O to, by nie iść razem z nim, tylko myśleć i decydować samodzielnie. Według mnie wybieranie niedowartościowanych spółek jest tylko jedną z metod. To, jaką należy wybrać, zależy od indywidualnych predyspozycji i przekonań inwestora.
[b]Witold Orłowski: [/b]Przekonania Lyncha są jak najbardziej aktualne. Na giełdę powinni trafiać jedynie ludzie odpowiedni, czyli właśnie ci, którzy mają nerwy ze stali. Inaczej, idąc na giełdę, robią krzywdę nie tylko sobie, ale i innym, powodując nerwowymi decyzjami zbyt duże wahania na rynku. Nieodpowiedni są ci, którzy nie są w stanie wytrzymać kilku dni bez sprawdzania, czy akcje lub jednostki funduszy nie straciły na wartości. Na giełdzie powinni inwestować ci, którzy są w stanie spokojnie przeczekać spadki i sprawdzić na przykład za rok, jaka jest ich stopa zwrotu. Pozostali, czyli ryzykanci, powinni raczej iść do kasyna i grać w ruletkę. Giełda to miejsce do lokowania oszczędności, a nie do grania akcjami.
[b]Krzysztof Grzegorek:[/b] W przeciwieństwie do Roberta Nejmana nie widzę metody, którą mógłbym wybrać w zamian. Są na przykład techniki zmiennej alokacji (inwestujące w akcje w różnym stopniu, w zależności od koniunktury – red.). Niektórzy twierdzą, że potrafią wejść na rynek wtedy, gdy jest on w dołku, a wyjść, gdy notuje maksimum. Nie mam pojęcia, skąd taka umiejętność miałaby się brać. Człowiek nie ma żadnych podstaw, żeby móc sensownie w dłuższym terminie w ten sposób inwestować. I wyniki tych funduszy to potwierdzają, ponieważ w dłuższym terminie one nie pokonują swoich benchmarków. Jest też analiza techniczna. Ale ona może działać jedynie w krótkim terminie. Ci, którzy się nią zajmują, czyli głównie dilerzy, wypalają się psychicznie i zdrowotnie bardzo szybko. Choćby dlatego nikomu nie polecam tej metody.
Stosowana przez Lyncha i przez nas metoda w moim przekonaniu jest jedyną dobrą. Podejście to oczywiście nie chroni przed spadkami – na początku kryzysu nasze fundusze i portfele odnotowały bardzo duże straty. Podobnie było u Lyncha w czasie dużej korekty w 1987 r. Źle się z tymi stratami czuliśmy, sporo naszych klientów zniechęciło się i wycofało pieniądze. Jednak, jak się okazuje, nie postąpili słusznie. Jak tylko rynek zaczął się odbijać, nasze fundusze i portfele w bardzo dużym stopniu odrobiły straty. A przecież giełda jest jeszcze znacznie poniżej poziomów z 2007 r., więc potencjał do zysku jest jeszcze wysoki.