Nowe szczyty indeksów zamiast krachu

Mający złą sławę październik nie przyniósł tym razem załamania cen akcji. Trend wzrostowy kolejny raz wyszedł obronną ręką z opresji

Publikacja: 31.10.2009 14:09

Nowe szczyty indeksów zamiast krachu

Foto: PARKIET

Miniony miesiąc okazał się znacznie mniej nieprzyjazny dla posiadaczy akcji, niż się powszechnie obawiano. Obawy te wynikały po pierwsze z przekonania o tym, że po półrocznej fali wzrostowej na warszawskiej giełdzie wielkimi krokami zbliża się nieuchronna głęboka korekta.

Po drugie, według tradycyjnej opinii (przesądu?) październik jest miesiącem giełdowych krachów, kiedy to lepiej wystrzegać się ryzykownych instrumentów finansowych i „przespać” ten niebezpieczny jesienny okres z gotówką w portfelu. Regułę tę zdawał się zresztą potwierdzać pamiętny październik 2008 r., który przyniósł najbardziej drastyczną falę ostatniej bessy (w ciągu miesiąca WIG obsunął się aż o 24 proc.).

Ku zaskoczeniu inwestorów przekonanych o fatalnym charakterze października nie tylko nie przyniósł on załamania notowań, ale pozwolił nawet głównym indeksom (WIG20 i WIG) przynajmniej na chwilę znaleźć się na najwyższym w tym roku poziomie.

To kolejne w tym roku potwierdzenie tego, że do tzw. zależności sezonowych należy podchodzić z dużą ostrożnością. Kierowanie się w inwestowaniu dobrą lub złą renomą poszczególnych miesięcy to bardzo zawodna strategia inwestycyjna. Potwierdził to nie tylko październik, ale wcześniej choćby styczeń (kiedy to kursy akcji ostro poszły w dół, podczas gdy tradycyjnie oczekuje się w tym miesiącu silnej zwyżki – tzw. efektu stycznia), a także miesiące letnie (zgodnie z przesądem należy pozbyć się akcji w końcu maja, tymczasem w lecie nadeszła dynamiczna fala wzros-towa).

[srodtytul]Efekty sezonowe to iluzja?[/srodtytul]

Jeśli już „za wszelką cenę” próbować bronić przesądów, to bliższa rzeczywistości jest teoria mówiąca o tym, że październik przynosi krachy głównie wtedy, gdy już i tak od wielu miesięcy trwa bessa. Teoria taka tłumaczyłaby, dlaczego tak duże były straty w październiku 2008 r. i 1998 r. Niestety, i ona nie jest doskonała, bowiem w październiku 2001 r. zamiast do pogłębienia dołków doszło do gwałtownego odbicia od dna poprzedniej bessy (rozpoczętej w marcu 2000 r.).

W tym miejscu warto przytoczyć słowa słynnego inwestora Warrena Buffetta, który tak oto tłumaczył niegdyś wieloletnie sukcesy giełdowe jednego ze swych przyjaciół: „Nie martwi się o to, czy jest styczeń, nie martwi się, czy jest poniedziałek, nie martwi się, czy jest rok wyborczy. Po prostu mówi, że jeżeli akcja jest warta dolara, a można ją kupić za 40 centów, to może to być dobra okazja” (słowa te dotyczą Waltera Schlossa, który podobnie jak Buffett wyznawał filozofię inwestowania stworzoną przez legendarnego mentora Bena Grahama).

O tym, jak bardzo zawodzą przesądy, warto pamiętać dlatego, że niebawem czekać nas będzie „wysyp” spekulacji na temat „efektu św. Mikołaja”, a potem „efektu stycznia”. Jeśli spojrzeć na dane statystyczne z ostatnich 15 lat warszawskiej giełdy, to „efekty sezonowe” można określić jako tzw. szum informacyjny, wnoszący niewiele do strategii inwestycyjnej.

Przykładowo: styczeń faktycznie przynosił przeciętnie rzecz biorąc zwyżkę WIG-u (o 3,8 proc.), ale tzw. odchylenie standardowe wynosiło aż 13,5 proc. Innymi słowy, zdarzały się ogromne odchylenia od „normy” nie tylko na plus, ale i na minus (np. w 2008 i 2009 roku). Większe odchylenia w całym roku zdarzały się jedynie w kwietniu (13,9 proc.). Z danych statystycznych wynika więc, że efekt stycznia należy rozumieć nie tyle jako gwarancję silnej zwyżki notowań, lecz raczej jako nieprzewidywalne wahania.

[srodtytul]Listopad statystycznie bez zmian[/srodtytul]

Co taka analiza mówi na temat rozpoczynającego się wkrótce listopada? Średnia zmiana WIG-u w ostatnich 15 latach w tym miesiącu była niemal zerowa (-0,1 proc.). Odchylenie standardowe wyniosło zaś jedynie 5,2 proc. i było najniższe w całym roku. Statystycznie rzecz biorąc można więc oczekiwać, że listopad nie przyniesie większych zmian notowań.Pamiętając o tym, że statystyki bywają zawodne, warto jednak monitorować sytuację według bardziej racjonalnych kryteriów.

Ostatecznie to czynniki fundamentalne i techniczne przesądzą o tym, jak będzie wyglądała późna jesień na warszawskiej giełdzie. Te pierwsze na razie nie zapowiadają problemów dla posiadaczy akcji. Wskaźniki wyprzedzające koniunktury gospodarczej (takie jak PMI i wskaźnik OECD) nieustannie przepowiadają kontynuację pozytywnych tendencji. Żaden z nich nie znalazł się też jeszcze na poziomie tak niebezpiecznie wysokim (grożącym załamaniem), jak u szczytu poprzednich rynków byka. Dopóki nie będą one wysyłały negatywnych sygnałów, każdą korektę spadkową będzie można traktować jako okazję do kupna akcji.

[srodtytul]Wskazana obserwacja sytuacji[/srodtytul]

Do poważnych dylematów dotyczących strategii inwestycyjnej nie prowadzi też (przynajmniej na razie) analiza techniczna WIG-u. Indeks szerokiego rynku co prawda nie zdołał utrzymać się powyżej przebitego wcześniej sierpniowego szczytu, ale nadal znajduje się sporo powyżej kluczowego poziomu wsparcia, jakim jest wrześniowy dołek (35 784 pkt).

Czy oznacza to, że posiadacze akcji mogą zapomnieć o monitorowaniu sytuacji w końcówce roku? Niestety, jest pewien mankament obecnej sytuacji technicznej – widoczna od kilku tygodni słabość segmentu małych spółek. Kojarzony z nimi indeks sWIG80 jest już znacznie bliżej wrześniowego dołka niż WIG lub WIG20. Biorąc pod uwagę to, że dotąd indeks małych spółek nie tyle podążał za dużymi firmami, co raczej wyprzedzał sytuację na całym rynku (jego siła relatywna względem WIG20 zaczęła rosnąć 1,5 miesiąca przed ukształtowaniem się dna bessy), to ewentualne przebicie poziomu wsparcia byłoby poważnym sygnałem ostrzegawczym dla całej giełdy.

[ramka][b]Dwucyfrowe zyski z akcji w skali roku[/b]

Miniony miesiąc przyniósł wystrzał rocznej dynamiki WIG-u, która jeszcze na koniec września ledwie przekraczała zero. To efekt nie tyle wzrostu notowań w październiku br., ile raczej krachu w październiku 2008 r., który doprowadził do gwałtownego obniżenia się tzw. bazy porównawczej. To jednak nie tylko statystyczna ciekawostka, ponieważ systematyczny wzrost dynamiki WIG-u jest uzasadniony równie dynamicznym wychodzeniem gospodarki z dołka.

[b]Efekty sezonowe to droga donikąd[/b]

Zbadaliśmy, jakie wyniki można by uzyskać od początku 2000 r., stosując dwie strategie. Pierwsza z nich zakłada posiadanie koszyka akcji zgodnego ze składem WIG-u przez cały czas, oprócz rzekomo niekorzystnego października. Druga zakłada posiadanie akcji przez cały czas z wyjątkiem rzekomo bardzo dobrego stycznia każdego roku. Według przesądu pierwsza strategia powinna być znacznie lepsza. W rzeczywistości wyniki praktycznie się nie różnią.[/ramka]

Komentarze
Zamrożone decyzje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Co martwi ministra finansów?
Komentarze
W poszukiwaniu bezpieczeństwa
Komentarze
Polski dług znów na zielono
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Komentarze
Droższy pieniądz Trumpa?
Komentarze
Koniec darmowych obiadów