W trakcie wczorajszych notowań powiększona została skala zwyżki. Takie postawienie sprawy pewnie cieszy posiadaczy długich pozycji, ale faktycznie jest nieco fałszywe. Owszem, nowe maksima zwyżki się pojawiły, ale tylko na początku sesji, a później notowania dokonywały się na niższym poziomie.
Notowania rozpoczęły się wzrostem o 15 pkt i szybko ta zwyżka się powiększyła o kolejne punkty. Można przypuszczać, że część z tego wzrostu to efekt sporych plusów w Tokio. Problem w tym, że ten optymizm na Wschodzie był fałszywy. Nikkei mocno zyskał, że to było odreagowanie piątkowego spadku wywołanego czwartkową decyzją Fedu o podniesieniu stopy dyskontowej. Świat przejmował się tą informacją krótko, ale rynek tokijski nie miał okazji wziąć udziału w polepszeniu nastrojów. Stąd poniedziałkowy wzrost cen.
Po krótkiej chwili przewagi popytu podaż ponownie przejęła inicjatywę i ceny spadały. Przecena zakończyła się ok. godziny 10 i rynek wszedł w konsolidację już pod poziomem piątkowego zamknięcia. Odbicie nie było zbyt imponujące, co nasuwało myśli o możliwości kontynuacji spadków. Ta jednak nie nadchodziła. Podaż nie naciskała i zamiast szybkiego wybicia w dół mieliśmy przedłużający się trend boczny. W końcu popyt zdecydował się wziąć sprawy w swoje ręce i kursy zaczęły się powoli podnosić.
Ceny kontraktów zabrnęły w okolice połowy rozpiętości wahań, ale na więcej kupujących nie było stać. To znamienne, bo aktywność na rynku była niewielka. Dość powiedzieć, że o 14 obrót wynosił niespełna 240 mln złotych. Cała sesja zakończyła się wynikiem 500 mln złotych, a więc połowa przypadała na ostatnie dwie godziny, w których ponownie aktywniejsza była podaż. Taki układ nie sprzyja zbyt optymistycznym wnioskom. O ile oczywiście w ogóle wnioski w takiej sytuacji wolno wyciągać.
Tym samym wspomniane na wstępie wykreślenie nowego maksimum korekty wygląda blado. Nadal kreślimy korektę, a pierwszym sygnałem mogącym sugerować jej zakończenie będzie zejście wykresu cen kontraktów pod poziom 2220 pkt. Wczoraj taka sytuacja nie miała miejsca, ale przebieg nie wskazuje, by nie mogło do niej dojść w najbliższym czasie. Zachowanie popytu wyraźnie przeszkadza w optymizmie. Nadal zakładamy, że zwyżka jest tylko korektą wcześniejszej przeceny, a długość jej trwania wskazuje na jej powolne wykańczanie.