Spadkowa końcówka może sygnalizować powiększającą się przewagę podaży. Takie wnioski mogą być jednak zbyt mocne, gdyż nadal nie został pokonany poziom wsparcia na 2220 pkt. Owszem, ceny spadły, ale za wcześnie jest, by już stwierdzić, że korekta wzrostowa się zakończyła.Notowania rozpoczęły się od niewielkiej zwyżki. Pozytywnie lub neutralnie rozpoczęły spółki, które o poranku podały swoje wyniki za IV kwartał i cały miniony rok. Można było uznać, że kontynuowaliśmy zmiany, jakie miały miejsce w poniedziałek.
Zatem żadnych zmian to nie sugerowało. Także początkowa aktywność nie była rekordowa, a później gasła. Po początkowej zwyżce rynek zaczął słabnąć. Osłabienie było powolne i trwało do południa. Krótko po 12 rozpoczęła się korekta.
O ile spadek był powolny, to korekta była wręcz ślimacza. Odbicie o niewielkiej skali trwało ponad trzy godziny. Spadek został pogłębiony w ostatnich minutach, gdy pojawiły się dane w USA. Notowania zakończyły się na poziomie 2230 pkt i jest to jednocześnie minimum dnia. Zamknięcie na minimum to przejaw przewagi podaży i sugestia możliwości spadku na kolejnej sesji. Sugestia może się sprawdzić, ale trzeba przypomnieć, że poziom, który ma jakąś wiarygodność, znajduje się 10 pkt niżej. Przypomnę, że właśnie okolice 2220 pkt są tymi, których pokonanie może być pierwszą przesłanką za tym, że trwająca od dwóch tygodni korekta się kończy. Skoro jednak poziom ten nie jest przełamany, to nadal zakładamy, że korekta jest kreślona.
Przewagę podaży można tłumaczyć danymi makro, choć nie jest to jedyny czynnik. Dane faktycznie wczoraj bykom nie sprzyjały. Dynamika polskiej sprzedaży detalicznej wyraźnie rozczarowała. Zamiast spodziewanego wzrostu o 5,3 proc. zmiana wyniosła 2,5 proc. Można przyjąć, że jest to konsekwencja wyciszania wzrostu płac.
Te dane pojawiły się o 10. Tuż przed zakończeniem dnia opublikowana została wartość wskaźnika zaufania konsumentów liczonego przez Conference Board. Tu także doświadczyliśmy rozczarowania. Oczekiwano, że wskaźnik wyniesie 55 pkt, a odczyt był równy 46 pkt. Tym razem jednak reakcja była ogólnoświatowa. Kiepskie dane obniżyły wyceny nie tylko polskich akcji, ale także w Europie i w USA. Gdy kończyliśmy sesję, indeksy amerykańskie traciły względem poprzedniego zamknięcia 1 proc.