W ostatnich dniach napływające dane dotyczące amerykańskiej gospodarki nie są pocieszające. Przeważają rozczarowania, a nie ma pozytywnych perełek. Można dyskutować, ile w tym jest czynnika pogodowego i innych okoliczności łagodzących, a ile przejawu braku dynamiki gospodarki. Dyskusję zostawmy sobie na inną okazję. Teraz liczy się fakt, że pomimo tych raczej kiepskich danych rynek akcji się jakoś trzyma. Także wczoraj po słabych publikacjach tamtejsza sesja rozpoczęła się słabo. By zakończyć symboliczną przeceną. Taki odwrót robi wrażenie, a zwolennicy teorii spiskowych poszukują śladów działania sił tajemnych, które mają za zadanie podtrzymywać ceny akcji.
Nie za bardzo chce mi się wierzyć w teorie spiskowe. Odbieram to zachowanie jako próbę wykorzystania przez popyt chwili słabości rynku. Czy to ma zmienić perspektywy? Odrobienie strat to zbyt mało, choć niewątpliwie podaż następnym razem powinna być ostrożniejsza. Medal ma dwie strony. Jeśli podaż będzie próbowała po raz kolejny, to znaczy, że takich podbić się nie obawia i drugie podobne podniesienie cen może się już nie powieźć. Warto zauważyć, że skala odbicia indeksów amerykańskich w stosunku do zachowania innych rynków jest wyraźnie większa. Stąd wskazówka, że do świata bardziej przemawia scenariusz spadkowy.
My możemy się dziś przekonać, jak silny jest popyt. Ostatnio nie pokazał za wiele. Środowa obrona wsparcia była tylko marnym odbiciem. Wczoraj kupujących także nie było za wielu. Zwyżkowy początek dnia nie przesądzi jeszcze o powrocie do wzrostów. Teraz, by popyt miał ponownie okazję zabłysnąć potrzebny jest wzrost ceny ponad poziom 2250 pkt., który zanegowałby ostatnią falę przeceny. Nie jest to oczywiście niemożliwe, ale sam dobry początek nie będzie tu wystarczający.