Przez większość dnia kreśliły konsolidację lub lekko spadały. Obie wersje przynosiły te same wnioski. Rynek utknął w jakimś zawieszeniu. Z jednej strony można powiedzieć, że popyt nie spisuje się w chwili, gdy powinien, gdyż nie widać poważnego ataku na poziom oporu. Z drugiej strony podaż także jest zaskakująco bierna.
Przecież nieudany atak na opór powinien wywołać reakcję sprzedających. Skoro popyt sobie nie radzi, to może rynek jest już gotów do spadku? Nikt tego nie testuje. Od paru dni najpierw się powoli podnosimy, a później powoli obniżamy przy mizernej aktywności. Trudno te zmiany brać poważnie. Utrudnia to wydatnie analizę zmian cen.
Zapominając o obrocie i przyglądając się jedynie zmianom cen, trzeba zauważyć brak sił popytu w okolicy oporu. Jest to ważna obserwacja, choć powinno się pamiętać, że popyt ma za sobą kilka dni wzrostu i chwila uspokojenia się kupującym należy. Podaż pozostaje bierna, co tylko popytowi pomaga. Skala cofnięcia cen nie jest znacząca i daje podstawę do rozważania możliwości kolejnej próby podniesienia rynku. Problem w tym, że wszelkie takie analizy są obarczone sporym błędem, skoro na rynku nie ma aktywnego poważnego kapitału.
Pocieszające jest to, że o ile postrzeganie perspektywy rynku jest obecnie nieco zaburzone, to dość jasna jest sytuacja w odniesieniu do utrzymywanego nastawienia. To w poniedziałek zmieniło się na pozytywne, ale jeszcze tego samego dnia ponownie stało się neutralne.
Poniedziałkowe końcowe wybicie indeksu nad opór wczoraj nie przyniosło kontynuacji. Wczoraj też nie doszło do wyjścia nad poniedziałkowy szczyt na rynku terminowym, co mogłoby być przesłanką do powrotu do nastawienia pozytywnego. To pozostaje więc neutralne. To ślimacze tempo spadku cen raczej skłania do tezy, że o nastawieniu negatywnym nie należy teraz myśleć.