Przyjęcie założenia, że spadek jest tylko korektą, pociąga za sobą inne założenie - że ruch wzrostowy będzie kontynuowany. To tylko założenie, a nie prognoza. Jeśli spadek jednak się powiększy i doprowadzi do przełamania jakiegoś ze wsparć, przyjdzie pora na zmianę założeń. Obecnie pierwszym takim poziomem, który mógłby wpłynąć na zmianę nastawienia do perspektyw rynku, jest okolica dołka z wtorku, a więc 2370 pkt. Zejście pod ten poziom unieważniłoby ostatnią falę wzrostu i stawiało pod znakiem zapytania jego kontynuację. To może być wystarczającym powodem do zmiany nastawienia z obecnego pozytywnego na neutralne.
Zmiana nastawienia na negatywne, a więc przyjęcie, że rynek ma większe szanse na spadek cen na wspomnianym poziomie, byłaby przedwczesna. Wypadałoby poczekać przynajmniej na zejście cen pod poziom 2333 pkt i sprawdzić, czy zniwelowana byłaby cała faza wahań, jaka pojawiła się po wyskoku cen z formacji podwójnego dna, któremu towarzyszyła niewielka aktywność.
Wczoraj pojawiły się dane makro dotyczące gospodarki amerykańskiej. Liczba nowych wniosków o zasiłek dla bezrobotnych okazała się niewiele niższa od zanotowanej tydzień wcześniej, a więc nadal rynek pracy boryka się z trudnościami. By uznać, że sytuacja wyraźniej się poprawia, potrzebny jest spadek liczby nowych wniosków poniżej 400 tys. tygodniowo, a tymczasem mamy kolejny tydzień, w którym wyniosła ona ponad 460 tys. Inną ciekawą zmienną była wielkość deficytu amerykańskiego bilansu handlowego.
Oczekiwano, że nierównowaga wyniosła 41 mld dolarów, a tymczasem styczniowy deficyt wyniósł nieco ponad 37 mld dolarów. Reakcją na dane było umocnienie się wartości dolara, czego rynki akcji nie przyjęły z radością. Wyższa wartość amerykańskiej waluty im nie sprzyja. Jednak po krótkim czasie wyceny powróciły na poziom sprzed publikacji. Dane o wymianie handlowej nie wpływają znacząco na zmianę prognoz dynamiki amerykańskiego PKB w I kwartale bieżącego roku.