Pierwsza sesja nowego tygodnia zakończyła się niewielkimi zmianami cen względem poziomów zamknięcia z piątku. W trakcie dnia było nieco ciekawiej, choć i tym razem zmienność była zbliżona do średniej, a więc w niczym się nie wyróżniała. Także poziom aktywności wpisuje się w senny scenariusz wałkowany przez kilka ostatnich tygodni. Skutek jest taki, że po całym dniu jesteśmy na tym samym poziomie.
Czy nic o tej sesji nie można powiedzieć? Patrząc na kilka ostatnich dni, można zauważyć, że WIG20 po raz czwarty z rzędu zakończył dzień poniżej poziomu rozpoczęcia tego dnia. Wskazówka to raczej marna, gdyż te różnice są kosmetyczne. Można powiedzieć, że i piątkowa sesja, i wczorajsza to odpowiedniki tzw. doji, a więc rynku w równowadze. Teoretycznie takie uspokojenie pod poziomem oporu może sygnalizować zbliżającą się próbę ataku.
Inni powiedzą, że brak ataku to oznaka słabości. Prawda jest taka, że przy obrocie wynoszącym 600-800 mln złotych każdy scenariusz jest dobry. Taki obrót nie pokazuje, co robi rozgrywająca część kapitału. Atak na szczyt jest możliwy, ale sposób, w jaki pod tym szczytem się znaleźliśmy, nie wskazuje, by sprawa miała się teraz zakończyć szczęśliwie dla posiadaczy długich pozycji. Nastawienie do zmian na rynku mamy pozytywne, ale ono wynika jedynie z dotychczasowego ruchu cen. Problem w tym, że ta zwyżka może szybko zgasnąć. Wydarzeniem byłoby, gdyby nagle ktoś się do tych zakupów faktycznie wziął. Wtedy marudzenie na ostatnie tygodnie marnej zwyżki nie miałoby już sensu.
Mocny popyt przy szczytach notowań musiałby być motywowany możliwością pojawienia się kolejnej fali zwyżek cen akcji. Cóż, możliwość podwyżek stóp w tym roku zaczyna się oddalać. W Stanach stopy pozostaną na dotychczasowym poziomie pewnie do przyszłego roku. W naszym wypadku dopuszcza się zwyżkę, choć czynnikiem ryzyka w tym kontekście jest sytuacja w strefie euro oraz możliwa kolejna odsłona kryzysu.
Tym razem związanego z poziomem zadłużenia na poziomie krajów. Tylko że teraz nie ma kto przejmować długów. Pytanie, czy realność zagrożeń ma być motywacją do zakupów? Ryzyko w tej chwili jawi się jako zbyt duże. Być może więc nadal będzie czekać, wahając się, a to oznaczałoby pojawienie się kolejnej fazy spadków cen w ramach kreślonego właściwie od ponad połowy roku zygzaka.