Plusy na starcie nie będą zapewne aż tak duże, by diametralnie zmienić sytuację techniczną. Rekordów nie należy się na otwarciu spodziewać, a więc nadal będziemy czekać. Albo się one pojawią, albo rynek wyraźnie osłabnie. Aktualna konsolidacja nie będzie trwała w nieskończoność. Na razie przewagę ma popyt, ale i niedźwiedzie także mają swoje argumenty, choć trzeba przyznać, że ich charakter jest na razie wstępny. W tej chwili gra z myślą o spadku cen jest obarczona sporym ryzykiem straty. W związku z tym, że dzisiejsze notowania są ostatnimi przed przerwą świąteczną należy powątpiewać, by doszło do jakiś rozstrzygnięć. Być może pomogą w tym któreś publikowane dane, ale musiałoby to być jakieś wyraźne zaskoczenie.
Pewnym takim zaskoczeniem był wczorajszy odczyt szacunku zmiany liczby miejsc pracy w sektorze prywatnym. Oczekiwano wzrostu liczby etatów o 40k, a tymczasem dane ujawniły możliwy spadek o 23k. Rozczarowanie było faktem, choć do samej publikacji należało podchodzić ze spokojem. Emocjonalne reakcje rzadko bywają skuteczne. Tak było i tym razem. Raport wprawdzie rozczarował, ale inwestorzy odnoszą jego wartość do raportu z piątku, a tu już połączenie nie jest pełne. Tym bardziej, że później rządowy raport może podlegać znaczącym rewizjom. Dopiero dane po rewizji zwykle charakteryzują się większą korelacją z wymową raportu ADP.
W publikacji wskaźnika ISM Chicago wpadł w oko po raz kolejny spadek różnicy między subindeksami zapasów i nowych zamówień, co może być odebrane jako przesłanka za tym, że impuls związany z odbudową stanu zapasów powoli wygasa. Tym samym wygasać będzie czynnik, który w ostatnich miesiącach podnosił amerykańską gospodarkę.