Za nami kolejna sesja, w czasie której padają rekordy trendu. Nie ma wyboru. Należy to zaakceptować. Można mieć wątpliwości, ale póki rynek się podnosi, wszelkie wątpliwości muszą poczekać. Jeśli ktoś ma z tym problem, może poczekać poza rynkiem. Jakie są powody wzrostu cen? Odpowiedź jest prosta - bo przeważa popyt.

Tylko co skłania kupujących do dalszej aktywności? Po pierwsze trend, a po drugie wątpliwości związane z tym trendem. Jedni trzymają się ogranego przez rynek kierunku. Nie ma się co na ten kierunek obrażać. Oczywiście nie ma się też czym zachwycać. Rynek po prostu rośnie i należy się do tego dostosować. Inni widzą wątpliwości co do kierunku ruchu rynku. Nadal podaż na kontraktach jest wyraźnie widoczna. LOP - mimo wzrostu cen - rośnie. Zatem nadal nie widać ucieczki niedźwiedzi, mimo że wszystkie krótkie pozycje przynoszą w chwili wyznaczania rekordów stratę.

Wątpliwości co do trendu zwykle są czynnikiem, który temu trendowi sprzyja. Póki strona podaży nie skapituluje, zwyżka może sobie trwać. Kolejne rekordy od poprzednich różni jedynie kilka punktów. To pewnie w części efekt aktywności podaży i widocznych obaw, czy rynek zaraz nie zawróci. Te obawy przejawiają się nie tylko w małej dynamice ruchu czy zmianach LOP, ale również bazie. Kontrakty swoje ceny notują 15-16 punktów pod poziomem indeksu. Parę dni temu było to kilka punktów po ujemnej stronie. Jak widać, im wyżej, tym przekonanie o spadkach jest większe.

W trakcie wczorajszych notowań pojawiły się pocieszające dane dotyczące produkcji przemysłowej strefy euro. Według prognoz miała wzrosnąć o 2,7 proc. w relacji rok do roku, a faktyczny wzrost wyniósł 4,1 proc. Nieznacznie lepsze dane napłynęły także z USA. Tamtejsza sprzedaż detaliczna wzrosła nieco bardzie niż oczekiwano. Tu jednak warto dodać, że za ten nadprogramowy wzrost odpowiada sprzedaż samochodów. Jeśli ten element się odejmie, to otrzymamy dynamikę sprzedaży detalicznej zbliżoną do prognoz (+0,6 proc. wobec oczekiwanego wzrostu o +0,5 proc.).

Z tej pary publikacji większą reakcję wywołały dane zza oceanu, choć się wydaje, że większe zaskoczenie przyniosły dane europejskie. Problem w tym, że publikacje z Eurolandu rzadko są czynnikiem wpływającym na bieżące decyzje inwestorów. Bez echa przeszły za to dane o stanie zapasów w USA.