Regularna sesja w Stanach zakończyła się nawet przyzwoicie. Średnia przemysłowa zanotowała zwyżkę wartości o kolejne 21 pkt. Niewiele, ale jednak popyt dał sobie radę. Nie przeszkadzały (wtedy) dane o większej liczbie wniosków o zasiłek dla bezrobotnych. Rynek wydawał się to ignorować. Zmiana przyszła później.

Po sesji swoje wyniki opublikowały Google i AMD. Wynik Google wyglądał nawet nieźle w porównaniu z oczekiwaniami. Przychody wyniosły 5,06 mld dolarów, a analitycy oczekiwali 4,95 mld dolarów. Także na poziomie wyniku osiągnięto wartość wyższą od rynkowego konsensusu. Zamiast spodziewanych 6,6 dolarów na akcję, było 6,76. Mimo to Google zanotował po publikacji spadek o prawie 5 proc. Powód? Uznano, że rynek negatywnie zareagował na nadzwyczajny wzrost kosztów.

Podobna sytuacja miała miejsce przy publikacji wyników AMD. Producent procesorów pochwalił się 9c na akcję zysku wobec oczekiwań straty 3c na akcję. Mimo to spółka w notowaniach posesyjnych stracił prawie 5 proc. Powód? Tu tłumaczy się sytuację tym, że wcześniej jej wycena wzrosła po publikacji wyników Intela.

Dla nas liczy się efekt, a więc minusy na amerykańskich kontraktach. Zostały one jeszcze powiększone, gdyż nie spisał się rynek japoński. Tamtejsze traciły za sprawą negatywnego wpływu umacniającego się jena, który odbija się na wynikach eksporterów. Poza tym spadek cen w Japonii jest echem decyzji chińskich władz o podniesieniu poziomu wstępnej płatności przy zakupie nieruchomości, co ma skutkować wychłodzeniem rozgrzanego rynku, o którym już wiele osób pisze jako o bańce spekulacyjnej.

Pocieszeniem dla byków jest ostatni tekst Marka Hulberta, który wskazuje na prowzrostową zmianę nastrojów. Wraz z nowymi rekordami spada poziom rekomendowanego zaangażowania w akcje. Ten spadek jest przejawem ostrożności. Ostrożność w trakcie zwyżki z punktu widzenia kontrarian to sygnał, że sama zwyżka się nie skończyła. Sytuacja podobna jest do naszej. Także i tu mamy widoczne wątpliwości co do kontynuacji zwyżki wraz z wychodzeniem na wyższe poziomy.