W tygodniu mieliśmy otrzymać odpowiedź na pytanie, czy poziom wsparcia na 2370 pkt się utrzyma, czy też dojdzie do jego przełamania, co w konsekwencji otworzyłoby drogę do pogłębienia spadku oraz załamania koncepcji kanału opartego na linii łączącej dołki z lutego 2009 i lutego 2010. Odpowiedź się pojawiła. I to napisana wielkimi literami.Poziom wsparcia został naruszony w środę, ale popytowi udało się wybronić. Czwartkowe wahania niczego nie zmieniły. Przynajmniej nasze.
Ostatnie dwie godziny sesji w Stanach to mały dramat, który sprawił, że sytuacja skokowo się pogorszyła. Piątkowe notowania nie mogły się rozpocząć inaczej jak od spadku cen. I to całkiem sporego spadku. Zatem już na starcie wczorajszych notowań należało się ponownie nastawić do rynku negatywnie. Sprawę ratowałby ewentualny powrót nad środowy dołek na zamknięciu notowań, ale ten się nie pojawił, choć w trakcie dnia dzieliły nas od tego poziomu ledwie punkty.
Za przyczynę czwartkowego spadku w USA podaje się prawdopodobny błąd jednego z brokerów. Nie jest to wykluczone. I nawet jestem w stanie to przyjąć, ale warto zauważyć, że to tylko część prawdy. Inną częścią jest chwila, w jakiej się ten błąd pojawił. Reakcja rynku mająca znamiona paniki przedstawia nastroje rynkowe w kiepskim świetle.
Okazuje się, że zbiór ostatnich obaw o przyszłość nie jest wyssany z palca, a wielu graczy ma ich świadomość. Trwałość poprawy sytuacji gospodarczej nie jest nadal pewna. Wprawdzie mówi się o malejącym ryzyku pojawienia się drugiej fazy recesji, ale z drugiej strony istniejący już realnie problem z obsługą długu Grecji jest dowodem na to, że przerost długu nie jest tylko czczą gadaniną. Mówi się o nim w kontekście krajów grupy PIIGS, ale zapewne i rzuca okiem na Wielką Brytanię czy nawet USA.
Jeśli w czwartek rynek amerykański przeżył oczyszczające katharsis, to teraz powinno być już lepiej. Tam. My analogicznego oczyszczenia nie przeżyliśmy, co może prowadzić do relatywnej słabości naszego rynku względem amerykańskiego, nawet gdyby ten drugi miał się tylko konsolidować. No, ale jeśli czwartkowy spadek w USA jest początkiem poważniejszych zmian, to tym bardziej nasz się nie uchroni. W tej chwili średnioterminowe negatywne nastawienie ma sens i będzie aktualne do chwili, gdy rynek nam nie powie, że czas na powrót do zwyżki cen.