Minął tydzień od krótkiego załamania notowań na rynkach akcji w USA. To już sporo czasu, choć jeszcze wielu aspektów tej sprawy nie wyjaśniono, a pewnie równie wielu się nie wyjaśni. Ten minikrach wywołał nerwowe reakcje regulatorów i części uczestników rynków, którzy podnoszą, że takie sytuacje nie powinny się zdarzać i trzeba tak zbudować mechanizm rynkowy, by podobne nagłe zmiany wycen nie miały miejsca.

Wiadome jest to, że za spadkiem cen nie stał żaden błąd brokera, jak wcześniej sugerowano. Przynajmniej takie są wnioski ze śledztwa, jakie przeprowadziły SEC i CFTC, amerykańskie ciała regulujące rynek akcji i derywatów. Wiadomo także, że załamanie ceny P&G nie było przyczyną załamania całego rynku, lecz raczej jego skutkiem. Ślady inicjacji przeceny prowadzą na rynek "małych" kontraktów terminowych na indeks S&P 500, choć niektórzy podejmują jeszcze "ślad japoński" i tamtejszy rynek terminowy na indeks Nikkei. Nie sama inicjacja była jednak najważniejszym czynnikiem wpływającym na falę wyprzedaży, lecz najprościej mówiąc, różne sposoby handlu na równoległych platformach transakcyjnych, co doprowadzało do różnych wycen tych samych papierów i aktywowania automatycznych zleceń arbitrażowych.

Pewnie z czasem szczegółów będzie napływać więcej. Chciałem zwrócić uwagę na coś innego. Niezależnie od przyczyn takiego ruchu cen, nie może być on dla nikogo zaskoczeniem. Naturalnie nie chodzi mi o to, że należało się spodziewać takiego załamania, ale po prostu o to, że nie można go wykluczyć. Według badań, których autorami są Xavier Gabaix, H. Eugene Stanley i Vasiliki Plerou, a na które się powołuje ostatnio Mark Hulbert z MarketWatch, zmiana indeksów o blisko 10 proc. ma prawo pojawić się średnio raz na sześć lat i jeden kwartał. Wniosek jest prosty, jeśli jesteś na rynku, musisz brać pod uwagę taką ewentualność i mieć na nią rozwiązanie.

Tu mowa jest o zmianach w ogóle, ale oczywiście większość wartościuje zmiany rynkowe. Dramat i poszukiwanie sposobów obniżenia zmienności pojawiają się, gdy ceny gwałtownie spadają. Natomiast, gdy te równie szybko rosną, to jest to przyjemna norma. Normą też są spadki, do czego część graczy operujących na rynku akcji nie może przywyknąć. Tym bardziej w okresie niskiej inflacji lub deflacji, gdy jednodniowe mocne tąpnięcia zdarzają się relatywnie częściej.