Teoretycznie – problemu nie ma. Krauze ma przecież prawo zbywać należące do niego walory. Sęk jednak w tym, że jeśli prześledzimy jego wcześniejsze deklaracje, to wynika z nich jasno, że obiecywał... zwiększenie zaangażowania. Inwestorom do myślenia powinno też dać uzasadnienie transakcji. Krauze podał bowiem, że „zbycie akcji nastąpiło w związku z koniecznością realizacji zobowiązania zaciągniętego wobec instytucji finansowej na podstawie umowy zawartej w ubiegłym roku". Szczegółów brak.
Czytaj i komentuj na blogu
Duży akcjonariusz sprzedający akcje nie musi – ale może być – sygnałem, że w spółce dzieje się źle. Cofnijmy się o kilkanaście miesięcy. Gdy Jan Kościuszko wraz z synem sprzedawali akcje Polskiego Jadła niewielu inwestorów właściwie odczytało ten sygnał. A szkoda. Gdyby poszli śladem wiodących akcjonariuszy, zainkasowaliby za swoje akcje sensowną sumę. Ci, którzy do końca wierzyli, zostali z akcjami likwidowanej spółki, która w tym miesiącu została wycofania z giełdy. Rzesza inwestorów do ostatniej chwili bezskutecznie próbowała sprzedać walory za symboliczny 1 grosz.
W dzisiejszym świecie jesteśmy bombardowani informacjami. Sęk w tym, by wyłowić te najważniejsze. Nie jest to łatwe, ale konieczne, by na giełdzie zarabiać. Pierwszy poziom to informacje ogólnodostępne. Przykładów nie musimy szukać daleko: trwa sezon publikacji sprawozdań finansowych. Nie jest żadną sztuką znaleźć w raporcie informacje dotyczące kluczowych parametrów, takich jak przychody, czy też wynik netto. Część inwestorów na tym poprzestaje. Tymczasem warto pójść dalej i zadać pytanie, które tak często stawiają dzieci, a dorosłym umyka - „dlaczego". Może się bowiem okazać, że wynik który na pierwszy rzut oka wydawał się imponujący, jest zasługą niskiej bazy sprzed roku, przeszacowań, wpływu kursów walutowych, czy też innych zabiegów księgowych.
Kolejna kwestia to magiczne słowo „konsensus". Często porównujemy wyniki do średniej prognozy kilku, czy też kilkunastu analityków. Nawet niewielkie rozbieżności często powodują niezłą huśtawę kursu. Tymczasem warto przyjrzeć się, jak dokładnie prezentowały się prognozy – jakie były najniższe, a jakie najwyższe, jakie były założenia analityków itp.