Postawiono na kontynuację polityki stopniowego i ostrożnego podnoszenia stóp. Ciągłość i stabilizację ma zagwarantować to, że Powell już od 2012 roku zasiada w Radzie Gubernatorów. Prezydent USA poprzez tę nominację przybliża się także do realizacji jednego ze swoich priorytetów: deregulacji sektora finansowego. Powell - w przeciwieństwie do np. Bena Bernanke, który został nominowany jako ekonomista teoretyk – jest bowiem praktykiem specjalizującym się w prawnych aspektach funkcjonowania rynków. To zresztą nie pierwsza taka decyzja Trumpa. Z jego wskazania do Rady Guberntaorów trafił właśnie zagorzały zwolennik deregulacji, Randal Quarles.
Wracając do Powella: w ostatnich latach dość rzadko wypowiadał się na tematy związane z inflacją, wzrostem czy bieżącą polityką. Jest przy tym postrzegany jako osoba podążająca za konsensusem, a nie nadająca ton dyskusjom dotyczącym polityki pieniężnej. Osobiście, w roli sternika najważniejszego banku centralnego, wolałbym widzieć osobę o bardziej wyrazistych poglądach, mogącą w newralgicznych momentach wziąć na swoje barki ciężar trudnych decyzji. Warto także wspomnieć, że Janet Yellen zapewne odejdzie z Fedu. W rezultacie Trump będzie musiał szybko obsadzić aż trzy wakaty w Radzie Gubernatorów. Jeśli tego nie zrobi, w tym najważniejszym organie będzie zaledwie jedna ekonomistka (Brainard) i dwóch prawników (Powell, Quarles)!
W kontekście stanowiska wiceprezesa Fedu powraca nazwisko Johna Taylora, największego jastrzębia w gronie rozważanych przez Trumpa kandydatów. To twórca reguły pozwalającej określić optymalny koszt pieniądza przy danych parametrach gospodarczych i zdecydowany krytyk ilościowego luzowania. Oczywiście naiwnością byłoby sądzić, że objęcie przez niego stanowiska wiceprezesa diametralnie zmieni układ sił w FOMC, ale na pewno wpłynęłoby to na przesunięcie się środka ciężkości w kierunku zwolenników szybszej normalizacji. Jest to zresztą nieuniknione, gdyż w 2018 roku zgodnie z zasadą rotacyjności prawo głosu utraci duet skrajnych gołębi: Evans – Kashakari, którzy reprezentują oddziały Fedu z Chicago i Minneapolis.
Podsumowując: na pierwszy rzut oka sama nominacja Powella nie jest argumentem za silniejszym dolarem. Stanowi ona jednak tylko wierzchołek góry lodowej zmian personalnych w Fed. Ich ogół przy zbyt niskiej wycenie przyszłego zacieśniania okaże się naszym zdaniem czynnikiem jednoznacznie korzystnym dla dolara.