Ostatnie dni przyniosły bardzo dynamiczne spadki cen surowca, niewidziane od marca ubiegłego roku. W przypadku WTI do przebicia od góry poziomu 60 dolarów za baryłkę zostało już naprawdę niewiele – w piątkowe popołudnie za kontrakty płacono na nowojorskiej NYMEX tylko nieznacznie powyżej tego poziomu. Z kolei ceny kontraktów na baryłkę Brent notowane na londyńskiej ICE Futures Europe oscylowały wokół 64 dolarów.
Na notowania ropy z pewnością wpłynęła kolejna wyprzedaż na Wall Street. W czwartek indeks Dow Jones stracił ponad 1000 punktów (-4,15 proc.) i przełamał 24 tys. punktów, S&P 500 tracił z kolei 3,75 proc. To oznacza, że główne indeksy nowojorskiej giełdy oddaliły się od styczniowych szczytów już o 9–10 proc., co powoduje niepokój na innych giełdach, a także na rynkach surowców.
Na spadek cen ropy wpływają także jej rosnące zapasy za oceanem. W środę amerykański Departament Energii opublikował dane, z których wynika, że produkcja ropy w USA wzrosła w ubiegłym tygodniu do rekordowych 10,25 mln baryłek dziennie. Tym samym był to już czwarty z rzędu tydzień wzrostu produkcji surowca w Stanach Zjednoczonych, do czego coraz bardziej przyczyniają się producenci ropy z łupków. Zapasy wzrosły o 1,9 mln baryłek (+0,5 proc.) do 420,25 mln baryłek. Wiele wskazuje, że nadal będą rosły, gdyż część amerykańskich rafinerii rozpoczyna przestoje remontowe ograniczając przerób ropy. ¶