Nie jest chyba przypadkiem fakt, że niemal podwojeniu sumy bilansowej amerykańskiego banku centralnego względem poziomu sprzed pandemicznego krachu z marca 2020 towarzyszyło rekordowo szybkie podwojenie wartości S&P 500. A ów wzrost wartości został w większości okupiony skokiem wskaźników wyceny. Przykładowo współczynnik ceny do wartości księgowej (P/BV) urósł od marca ub.r. o... ponad 60 proc. (do 4,7 na koniec sierpnia) i jest już w zasięgu zaledwie 5 proc. od rekordu z czasów bańki internetowej z 2000 roku.

Analizując treść wystąpienia Powella, nietrudno oprzeć się wrażeniu, że szef Fedu mocno nagimnastykował się, wybierając te dane makroekonomiczne, które uzasadniać mają obecną ultraluźną politykę monetarną. A z drugiej strony mimo tej gołębiej retoryki władze Fedu konsekwentnie oswajają rynki z perspektywą odchodzenia od rekordowego QE. Wydaje się, że „tapering", kiedy wreszcie do niego dojdzie (przewidywania rynkowe na jego ogłoszenie przesunęły się z września na listopad), nie będzie obojętny dla wycen akcji na Wall Street. Niewiele wskazuje jednak na to, by miał to być proces gwałtowny, lecz zapewne raczej rozłożony w czasie (chyba że Fed zostanie całkowicie zaskoczony tempem narastania inflacji...).

Reasumując, polityka Fedu pod presją inflacji powolutku zmierza w kierunku mniej gołębiej. ¶