Ostatnio znów na rynkach zrobiło się nerwowo. Prawdziwa bessa wciąż jest jeszcze przed nami?
Bessę już teraz mamy i myślę, że jesteśmy w okolicach jej połowy. Można więc zadać sobie pytanie, czy przyjdą jeszcze gwałtowniejsze spadki? Osobiście myślę, że tak. Na początku klasycznej bessy mamy spadki, które tak naprawdę są przedsmakiem tego, co dzieje się później. Ten rok przypomina mi to, co działo się w 2008 r., i jeśli faktycznie powtórzyłby się ten scenariusz, to oznacza to przyspieszenie spadków, a później faza wykańczania tego ruchu. Niestety będzie to faza, która wykończy również niektórych inwestorów. Zakładam, że duża część z nich jednak wytrzyma i będzie akumulować kapitał po to, aby kupować spółki blisko dna. Oczywiście ciężko powiedzieć, kiedy to się stanie.
Co to oznacza dla naszego rynku? WIG20 znów może zawitać w rejony, które widzieliśmy w czasie pandemii?
Pesymiści twierdzą, że WIG20 może osiągnąć wartość nawet trzycyfrową. To oznaczałoby dramatyczną przecenę. Nie wykluczałbym tego, ale traktowałbym to też jako bardzo dużą okazję. Na pewno czeka nas filtrowanie spółek, które radziły sobie dobrze tylko dlatego, że był dostęp do łatwego i taniego pieniądza, łatwej sprzedaży napędzanej konsumpcją. Prawdopodobnie kapitał będzie płynął do firm, które mają mocne fundamenty, działają w ciekawej branży, liczyć się będzie dywersyfikacja działalności czy nawet przestawienie się na inną branżę. Gospodarkę czeka bowiem też przestawienie się z konsumpcji na inwestycje. Same inwestycje to nic innego niż odłożona w czasie konsumpcja. Najważniejszym w tej chwili aspektem działań jest bezpieczeństwo na różnych poziomach: militarnym, ekonomicznym, energetycznym, zdrowotnym i wielu innych. W tych obszarach powinny się więc koncentrować inwestycje. Bezpieczeństwo też zapewni wygładzenie nastrojów społecznych, które ostatnio się pogarszają. Trzeba jednak też powiedzieć wprost: musimy ograniczyć konsumpcję po to, abyśmy czuli się bezpieczni. Może wtedy przejdziemy w miarę łagodnie przez kryzys, który już się rozpoczął.