Zapytaliśmy analityków, jak samodzielnie inwestować w małe i średnie spółki i na co szczególnie uważać, aby nie stracić pieniędzy. Inwestorzy, którzy kupowali akcje małych spółek w latach 2006–2007 i trzymali je aż do początku 2009 roku, wiedzą, że straty z takich inwestycji mogą być ogromne. Dlatego warto śledzić informacje z gospodarki i nie ulegać powszechnej euforii, która zazwyczaj oznacza schyłek hossy. Jest takie powiedzenie giełdowe, że kiedy nawet gospodynie domowe i lekarze rozmawiają o inwestycjach w akcje, to papiery należy sprzedać, bo z reguły są one już przewartościowane. A tak było w 2007 roku, kiedy o sowitych zyskach z akcji mówili prawie wszyscy. Teraz kapitał znów zaczął płynąć do funduszy małych i średnich spółek (MiŚ), ale jeszcze duża część inwestorów nie wierzy w trwałe wzrosty na giełdzie, dlatego wydaje się, że na tzw. misiach będzie można zarobić, choć wzrosty mogą być już mniej spektakularne niż w ostatnich miesiącach.
Uwaga na niską płynność
Największym ryzykiem w przypadku akcji spółek o małej kapitalizacji na które najczęściej wskazują eksperci, jest ich niska płynność. Oznacza to, że sprzedaż takich papierów, kiedy rynek spada, jest bardzo trudna albo wiąże się z koniecznością zaoferowania dużo niższej ceny niż zakładana.
– Inwestycja w mniejsze spółki giełdowe jest obarczona ryzykiem małej płynności akcji. Kupujący walory inwestor musi pamiętać, że zmiany cen akcji mogą być dynamiczne i mogą poruszać się zarówno w górę, jak i w dół – mówi Jakub Szkopek, analityk akcji z DI BRE.
Ryzyko płynności zależy również od kwoty, jaką zamierza się zainwestować w małą spółkę. Jeśli ma to być tylko kilka tysięcy złotych, to nie powinno być większych problemów ze zbyciem akcji.
Zdaniem Jakuba Szkopka warto, aby indywidualni inwestorzy skupiali się przede wszystkim na faktach, które mogą mieć miejsce w niedalekiej przeszłości, a które mogłyby zwiększyć atrakcyjność inwestycyjną danej spółki.