Jaki był bezpośredni powód kłopotów Lehman Brothers?
To efekt błędnych decyzji inwestycyjnych tej organizacji podejmowanych przez kilka lat. Był to agresywnie działający bank inwestycyjny, który miał dużą ekspozycję na instrumenty pochodne powiązane z kredytami hipotecznymi. I ją istotnie zwiększył pod koniec cyklu koniunkturalnego. Bank ten był bardzo zadłużony: aktywa były 30 razy większe niż kapitały własne. Gdy zaczął tracić na tych instrumentach, banki zaczęły ograniczać współpracę i w końcu utracił płynność.
Grupa AIG, w której przez lata pan pracował, też mocno ucierpiała na tym kryzysie. Jak pan to wspomina?
AIG to była ogromna firma ubezpieczeniowa. Jako jedna z ośmiu firm na świecie miała w 2006 r. najwyższy rating inwestycyjny AAA, taki jak USA, Japonia czy Niemcy. Przed kryzysem miała kapitalizację rynkową większą niż wszystkie europejskie firmy ubezpieczeniowe, jak Allianz, AXA czy Generali. To był konglomerat firm ubezpieczeniowych na życie, majątkowych, jedna ze spółek sprzedawała też ubezpieczenia od ryzyk finansowych, opcji i instrumentów pochodnych, w tym słynne CDS, credit default swaps. Większość organizacji była konserwatywnie zarządzana przez dynamiczną grupę doświadczonych menedżerów, ale była też część, która podjęła ryzyko większe, niż powinna.
Na czym polegała wyjątkowość tej grupy?
Na pewno jej wielkość, która wynikała z historii. Ta firma była założona w latach 20. w Szanghaju. Przez 60 lat miała dwóch niezwykle charyzmatycznych szefów. Drugi z nich M. Greenberg odszedł w 2005 r. po 40 latach. Grupę AIG tworzyło w pewnym momencie aż 400 firm. Firm ubezpieczeniowych dynamicznie rozwijających się na zdrowych zasadach, takich jak ALICO (właściciel polskich operacji AIG, czyli TUnZ Amplico, Amplico PTE, Amplico TFI) czy AIA oraz AIG Financial Products, firmy operującej na rynku instrumentów pochodnych. Nowy prezes, który przejął stery w 2005 r., chyba nie do końca rozumiał bilans tej firmy.