O tym, dlaczego koniunktura na Wall Street jest lepsza niż na innych rynkach:
KRZYSZTOF BOROWSKI, prof. SGH: W USA widać cały czas dopływ środków na rynek i ja nie czuję tam jeszcze korekty. Na wykresach - z punktu widzenia analizy technicznej - są pewne ostrzeżenia, ale nie widzę jeszcze wyraźnej zapowiedzi spadków. Z kolei w Chinach (gdzie w lipcu doszło do wyraźnej zniżki głównych indeksów - red.) widać natomiast efekty interwencji regulatora, który ciągle zmienia warunki handlu na rynkach. To może się inwestorom nie podobać. Może też być tak, że międzynarodowy kapitał podtrzymuje hossę w USA uważając, że to jedyny atrakcyjny dziś rynek. Wyniki amerykańskich spółek to w jakimś stopniu potwierdzają. Inflacja zwiększa nominalne zyski spółek, a to wpływa na wyceny. To może jeszcze potrwać, jako taki samonapędzający się mechanizm.
WOJCIECH BIAŁEK: Jako wyjaśnienie tej rozbieżności zaproponowałbym globalną skalę płynności rynków akcji. Na jednym końcu jest NewConnect, na drugim Wall Street. Jeśli w domniemanym szczycie cyklu pocovidowego inwestorzy chcą zrealizować zyski, które osiągnęli kupując w apogeum paniki, to muszą zacząć na NC. Ten rynek nie osiąga nowych szczytów już od roku, jest w klasycznej fazie dystrybucji po wzrostach. Natomiast w USA, ze względu na dużą płynność, inwestorzy mogą realizować zyski na samym końcu. W USA osunięcie przyjdzie później niż gdzie indziej. Lokowałbym to we wrześniu, który historycznie jest najsłabszy, oraz w październiku, gdy często zdarzają się krachy. Tłumaczę to sobie tym, że amerykański rok podatkowy kończy się we wrześniu. Jeśli ktoś chce zrealizować stratę podatkową, żeby zmniejszyć obciążenie, to sprzedaje akcje we wrześniu. Ale przepisy nie pozwalają sprzedanych w tym celu akcji odkupić w ciągu miesiąca. Stąd słaby październik.
O naturze rynku finansowego:
KAMIL SOBOLEWSKI: Charles Goodhart sformułował prawo, które mówi, że jeżeli bankowcy centralni mają na celu osiągnięcie jakiegoś poziomu wybranej miary ekonomicznej, to ta miara przestaje odzwierciedlać sytuację gospodarczą, a zaczyna odzwierciedlać intencje bankowców centralnych. Rynki finansowe dzisiaj – zarówno obligacji, jak i akcji – są narzędziem w rękach banków centralnych do sterowania realną gospodarką. Dzisiaj sfera realna jeszcze ciągle zachowuje się słabiej niż chcieliby decydenci. Czyli rynek służy wciąż do poganiania tej sfery realnej, jest swego rodzaju batem. Od któregoś momentu rynek jednak może zacząć pełnić rolę lejców do wstrzymywania gospodarki. Tradycyjna zależność, gdy na dobre dane rynki reagują hossą, a na złe bessą, została złamana. Ale to oznacza, że możemy doczekać się też sytuacji, gdy dobrym danym ze sfery realnej będzie towarzyszyła bessa. Z tej perspektywy przewidywania koniunktury na rynkach można sprowadzić do przewidywań intencji decydentów. A inflacja jest powodem, dla którego bankierzy centralni mogą zmienić optykę.
O nudnym sierpniu i wakacyjnym rynku: