Zadaniem banków centralnych, w tym NBP, jest utrzymywanie stabilności cen. Ale nie jest to definiowane w sposób zdroworozsądkowy, czyli jako brak inflacji. Większość banków uznaje, że ceny są stabilne, gdy inflacja wynosi 2–2,5 proc. Dlaczego nie zero?
Nie ma żadnej teorii, która mogłaby uzasadnić cele inflacyjne na poziomie około 2 proc. Tradycyjnie większość modeli ekonomicznych sugerowała, że optymalna inflacja, nie powodująca żadnych zaburzeń, wynosi właśnie zero. Jeszcze w 2010 r. ukazało się podsumowanie badań na ten temat, które prowadziło do takiego wniosku. Jednak później pojawiły się nowe teorie, które wskazują na pewne korzyści z niskiej, ale dodatniej inflacji. Po pierwsze, ułatwia ona osiągnięcie odpowiedniej realnej stopy procentowej. Wiemy, że nominalnej stopy procentowej nie da się obniżyć istotnie poniżej zera, co ogranicza bankom centralnym możliwość wpływania na cykl koniunkturalny. Ważniejsza jest jednak stopa realna. Można ją sprowadzić poniżej zera, ale tylko w warunkach dodatniej inflacji. Z tej perspektywy optymalna jest inflacja w okolicy 0,5 proc. Po drugie, istnieją badania sugerujące, że urzędy statystyczne mają problem z precyzyjnym pomiarem inflacji. Nie zawsze udaje się im zarejestrować zmiany jakościowe. Oznacza to, że wzrost cen wynikający z poprawy jakości, który formalnie nie jest inflacją, zaliczają do inflacji. Philippe Aghion wyliczył, że inflacja jest przez to przeszacowana o 0,5–0,7 pkt proc.