Drugim elementem jest moment zakupu akcji. Obecnie w USA są takie wyceny, że gdyby wróciły do średniej z ostatniej 20 lat, oznaczało by to stratę ok. 4,5-5 proc. rocznie przez pięć lat. Trzecim komponentem są koszty, które ponosimy przy zakupie.
Fundamenty fundamentami, ale czym dla pana są kryptowaluty, np. Bitcoin?
To czysta spekulacja generująca bardzo duże zużycie energii i zanieczyszczenia. Tego typu instrumenty muszą być kontrolowane przez banki centralne, bo historia uczy, że może być tylko jeden emitent na danym obszarze. Żaden rząd nie pozwoli sobie, żeby ktoś był emitentem dodatkowej waluty, lepiej mieć to pod kontrolą.
Na krajowym rynku obligacji przez wiele lat wiało nudą. Jednak w ostatnich miesiącach rentowności szybko ścigają już wysoką inflację. Na rynku długu mamy bessę. Długo ona potrwa?
Bessa będzie się kończyć, aczkolwiek sytuacja na rynku obligacji jest bez precedensu. Ostatnie podwyżki stóp procentowych zaskoczyły rynek. Ta nieprzewidywalność wzbudziło konsternację i wytworzyło ryzyko, za które teraz płacimy (mamy płaską i wysoką krzywą rentowności na poziomie 2,7 proc.). Oczekiwania rynnowe są teraz bardzo wysokie. To, co wycenia rynek, nie zmaterializuje się.
Na Zachodzie mamy zupełnie inne podejście do retoryki banków centralnych. Banki są wstrzemięźliwe, co spowodowało, że rentowności poszły w dół, a ceny w górę. Inwestorzy z wyprzedzeniem są w stanie przewidzieć, kiedy zostaną podniesione stopy w USA. Spodziewają się, że FED zacznie podnosić stopy w ciągu następnych 11 miesięcy. Zupełnie inna retoryka, więc nie ma ryzyka wbudowanego w krzywą rentowności. Będziemy mieli dużo spokojniejszy ruch w górę, gdy stopy procentowe będą podnoszone w USA. Inwestowanie tam jest dużo bardziej przewidywalne, co odbija się na niższych rentownościach obligacji. W Polsce tego nie mamy. Będzie czekał nas odwrót w stronę południa.