Nowelizacja unijnego rozporządzenia ustalająca najwyższe dopuszczalne poziomy niektórych substancji w produktach spożywczych miałaby wprowadzić doń dopuszczalne limity THC w olejach spożywczych (nie chodzi tu o olejki CBD) na poziomie 7,5 mg/kg. W suchej żywności limit ten ma być niższy i wynieść 3 mg/kg. Przedstawiciele branży, wśród których są spółki z NewConnect czy firmy emitujące akcje w crowdfundingu, zwracają uwagę, że limity te są zbyt niskie nie tylko względem poziomów dopuszczanych przez naukowców, ale i tych obowiązujących na światowych rynkach, m.in. w Kanadzie, gdzie są one na poziomie 10 mg/kg.
Brak euforii
Dotychczasowe przepisy unijne nie określały precyzyjnie, jakie ilości THC (substancji psychoaktywnej z grupy kannabinoidów) są dopuszczalne w produktach spożywczych, przez co producenci byli narażeni nawet na wycofanie swoich produktów ze sklepów. Teraz jednak ma się to zmienić. – Na terenie UE nie ma jednolitej polityki dotyczącej zawartości THC w produktach spożywczych pochodzących z nasion (mąka, białko konopne, olej i produkty pochodne), co wiąże się z dużymi utrudnieniami w wolnym handlu i przepływie towarów, ponieważ jedne kraje dopuszczały minimalną zawartość, a drugie zupełnie nie. Wprowadzone zmiany w prawie unijnym będą precyzować tę dopuszczalną zawartość na bardzo niskim poziomie i – niestety – zostawiają furtkę interpretacyjną w kwestii tzw. błędu pomiarowego, który nie został sprecyzowany, a z doświadczenia wiemy, że w zależności od aparatury, na której taki pomiar jest dokonywany, oraz interpretacji urzędnika podejście znowu może być bardzo różne – wyjaśnia Izabela Piątek, wiceprezes spółki konopnej 3H, która kilka tygodni temu zakończyła emisję crowdinwestycyjną na platformie Navigator Crowd.
Eksperci wskazują przede wszystkim na fakt, że ustanawiane limity są niskie.
– Mówiąc szczerze, nie ma w nas przesadnej euforii w związku z wprowadzoną zmianą. Dopuszczona zawartość delta-9-tetrahydrokanabinolu (THC) jest na naprawdę minimalnym poziomie, zejście poniżej którego oznaczałoby wycofanie wszystkich produktów pochodzących z konopi z rynku. Przypominam, że mówimy tu o produktach pochodzących z nasion, które naturalnie nie zawierają kannabinoidów, tylko bogactwo innych składników aktywnych, takich jak choćby witaminy, związki mineralne czy zrównoważone kwasy Omega 3 i Omega 6, które jednak w trakcie wzrostu, lub później w procesie wzrostu i przechowywania, mogą zostać niejako „zanieczyszczone" minimalnymi ilościami kannabinoidów znajdujących się naturalnie w kwiatach konopnych – dodaje wiceprezes 3H.
– Wprowadzone zmiany dotyczące dopuszczalnych poziomów dla THC w oleju z nasion oraz żywności oznaczają tylko tyle, że śladowe ilości mogą znajdować się jako forma zanieczyszczenia tą substancją w produktach. Czy jest to krok w stronę legalizacji? Na pewno nie. Jest to tylko minimalny krok w stronę odpowiednich regulacji, które zobowiązują do przestrzegania kolejnych procedur produkcyjnych żywności typu: olej z nasion konopi, mąka, białko – uzupełnia Marzena Łasińska, prezes Medican Campus, spółki zależnej notowanej na NewConnect Labocanny. – Zmiany w mojej ocenie są dość kosmetyczne. Ustalenie limitów dotyczy bowiem oleju sałatkowego, produktów z ziarna – czyli wyrobów niestanowiących źródła kannabinoidów, takich jak CBD. Sam fakt ustalania dopuszczalnych poziomów substancji uznanych za „niebezpieczne" nie powinien budzić niczyjej obawy – nawet bardzo niebezpieczne metale ciężkie czy pestycydy mają ustalone określone limity, uznane przez fachowców za niestanowiące zagrożenia dla zdrowia. Należy również pamiętać, że przepisy a ich egzekucja to dwa różne światy – dodaje Maciej Kowalski, prezes Kombinatu Konopnego, który w ramach dwóch emisji crowdinwestycyjnych zgromadził łącznie 8,7 mln zł.