Rynek sztuki drzemie, ale trafiają się na nim przysłowiowe brylanty. Zanim powiem, gdzie je znaleźć, kilka słów o aktualnej sensacji.
Podnieceni antykwariusze kolportują między sobą lutowy numer miesięcznika „Forbes". Zamieszczono tam artykuł Katarzyny Dębek o sukcesie Juliusza Windorbskiego, właściciela domu aukcyjnego Desa Unicum. Wypowiadają się ludzie z branży. Robi wrażenie przyrównanie rynku sztuki do McDonald's.
Obroty na krajowych aukcjach sztuki, według raportu portalu Artinfo.pl, wyniosły w 2017 roku ok. 214 mln zł. Z tego Windorbski ugrał połowę. Jeśli dobrze zrozumiałem, to tekst opublikowano, aby przekonać czytelników, że obrót dziełami sztuki to biznes jak każdy inny.
Kartofle, samochody i duch
Czytelnik może odnieść wrażenie, że sprawny menedżer, który zbił fortunę na handlu kartoflami lub samochodami, równie dobrze da sobie radę na rynku sztuki. Pod warunkiem że zastosuje korporacyjne metody.
Moim zdaniem to nieprawda. To wyjątkowy rynek, wymaga romantycznego podejścia, trzeba znać jego światową specyfikę i typowo polski głęboki niedorozwój. Ważna jest duchowa strona sprawy. Warto mieć głęboko osobisty stosunek do specyficznego towaru, jego producentów i nierzadko szalonych konsumentów sztuki.