Odbył się niedawno doroczny zjazd Stowarzyszenia Antykwariuszy i Marszandów Polskich (www.antykwariusze.pl). Co roku mam nadzieję, że marszandzi podejmą oficjalnie dyskusję o odwiecznych problemach krajowego rynku. Opublikowano sprawozdanie – nie ma w nim odnotowanej takiej dyskusji.
Jakie to „odwieczne" problemy? Brak w Polsce urzędowo zdefiniowanego zawodu eksperta, który decyduje o autentyczności dzieł sztuki. Decyduje zatem o milionowym majątku nabywców sztuki. Tzw. ekspertyzy wykonują przypadkowe, niefachowe osoby, które nie odpowiadają za nic w sytuacji konfliktu. A po rynku krążą falsyfikaty.
Kolejny problem to np. fikcyjne, reżyserowane licytacje, na których ustalane są rekordowe ceny. Lipne ceny idą w świat i kształtują opinię o kondycji rynku. Nie mówię, że jest to zjawisko masowe jak przed laty, ale jest! Dostawcy na rynek sztuki skarżą mi się, że oficjalnie rekordowo sprzedano konkretne obrazy. Natomiast faktycznie obrazy te wróciły do nich, bo licytacja była lipna.
Obydwa sygnalizowane tu problemy można łatwo rozwiązać. Ekspert powinien mieć przede wszystkim obowiązkowe ubezpieczenie OC. Ubezpieczenie dyscyplinuje eksperta.
Z kolei na aukcje przychodzić powinien urzędnik państwowy (notariusz) i spisywać protokoły poaukcyjne. Firma płaciłaby podatki od cen podanych w urzędowym protokole. Dziś można podać do mediów dowolną rekordową cenę, a urzędowi skarbowemu tłumaczyć, że osoba licytująca nie wykupiła towaru.