[b]Rozmawiamy tuż po strategicznej naradzie kierownictwa Bumaru w sprawie przyszłości holdingu. Jakie są decyzje?[/b]
W przyszłym roku przekształcimy się w spółkę akcyjną, bo obecny status sp. z o.o. się wyczerpał i musimy dostosować formułę prawną do nowej rzeczywistości gospodarczej. Ten ruch oznacza także, że zamierzamy się otwierać na nowy akcjonariat. Nie wykluczamy w przyszłości prywatyzacji firmy, na przykład przez giełdę. W bliższej perspektywie jednak nieuchronne wydaje się wprowadzenie, przynajmniej do niektórych spółek holdingu, inwestorów zewnętrznych, przy zachowaniu rzecz jasna, wpływów państwa w strategicznym sektorze obronnym.
[b]Przychody Bumaru w zeszłym roku sięgnęły rekordowej kwoty 3,2 mld zł, ale po tegorocznym drastycznym obcięciu zamówień przez MON cała zbrojeniówka liczy straty. Jak sobie poradzicie z kryzysem?[/b]
Obawiałem się, że będzie gorzej. Udało się nam wynegocjować z MON zamówienia o wartości 1,3 mld zł netto na ten rok. To każe patrzeć w przyszłość z umiarkowanym optymizmem. Są duże szanse, że firmy przetrwają najtrudniejszy okres. Ale trzeba powiedzieć, że przedsiębiorcy w branży ważnej dla bezpieczeństwa kraju zostali pozostawieni bez pomocy. Musimy sobie radzić bez wsparcia państwa. Bierzemy na siebie koszty kredytów i musimy znaleźć odpowiedź na pytanie, jak wybrnąć w sytuacji np. odroczonych płatności za dostarczone uzbrojenie. Oznacza to z pewnością pogorszenie wskaźników rentowności w spółkach i kłopoty z utrzymaniem płynności. Te problemy zaczynają się dzisiaj, ale obawiam się, iż będą miały wieloletnie konsekwencje. Na razie w krytycznym położeniu są trzy nasze firmy: Zakłady Mechaniczne Bumar w Gliwicach, ZM Tarnów i warszawski dostawca urządzeń elektronicznych i lotniczych PZL Warszawa II.
[b]Na początku roku twierdził Pan, że w obliczu załamania na krajowym rynku jedyną szansą na ratowanie firm będzie eksport polskiego uzbrojenia. O nowych kontraktach jednak nie słychać?[/b]