Jego zwołania domagali się akcjonariusze finansowi spółki, którzy postulowali wprowadzenie do niej biegłego rewidenta ds. szczególnych i swojego przedstawiciela do rady nadzorczej. W połowie grudnia na łamach „Parkietu" zarząd Solara twierdził, że nie ma nic do ukrycia i zgodzi się na postulaty funduszy. Wczoraj zapowiedzi te zostały zrealizowane tylko częściowo.

Zarząd kontroluje 60 proc. głosów na WZA. W czasie wczorajszych obrad, którym przewodniczył reprezentant nieobecnego prezesa Stanisława Bogackiego, akcjonariusze nie wybrali przedstawiciela funduszy do rady. Najpierw konieczne było ustalenie liczby członków tego organu. Przedstawiciele zarządu proponowali uchwały dotyczące różnej liczby i sposobu jej ustalenia. – Wobec nieustalenia ilości członków rady nadzorczej, a więc braku możliwości przeprowadzenia głosowania nad wyborem jej składu, wnioskuję o zdjęcie z porządku obrad tego punktu – powiedział Tomasz Łabecki, przedstawiciel Stanmaksu. Uchwała została przegłosowana.

Sprzeciw funduszy wzbudził fakt, że przed ich punkt porządku obrad, dotyczący wprowadzenia biegłego rewidenta (proponowali Ernst & Young), firma Wakon (ma 30 proc. akcji i głosów Solara) wprowadziła swój punkt. Kontroluje ją Paweł Nowak, wiceprezes Solara, a zaproponowana przez niego uchwała jako audytora wskazywała firmę Grant Thornton Frąckowiak. Według zarządu była najtańsza, a E&Y najdroższy. Głosami akcjonariatu reprezentowanego przez zarząd zgodzono się na Thorntona.

– Walne zgromadzenie było bardzo słabo prowadzone, przewodniczący kilkakrotnie próbował negować przepisowe uprawnienia akcjonariuszy do prowadzenia dyskusji z zarządem, czego absolutnie nie powinien robić. Do tego duże wątpliwości może budzić poddanie pod głosowanie projektu uchwały związanego z liczebnością członków rady, który nie powinien być przedmiotem głosowania. Taki tryb prowadzenia zgromadzenia należy ocenić zdecydowanie negatywnie – mówi Piotr Cieślak, wiceprezes SII. – Dziwi postawa głównych akcjonariuszy m.in. w zakresie powołania członków rady nadzorczej. Ocenić ją można jako próbę negowania praw akcjonariuszy mniejszościowych do posiadania przedstawiciela w radzie nadzorczej. Pojawia się pytanie, z czego taka nietransparentna postawa wynika – dodaje Cieślak.