Na wieść o tym inwestorzy rzucili się do wyprzedaży akcji. Taniały one o 11 proc., a potem notowania zostały zawieszone. Teoretyczny kurs otwarcia wynosił 0,07 zł, co oznacza spadek aż o 61 proc.
– Spółce nie udało się uplasować emisji akcji. Bez tych pieniędzy nie jesteśmy w stanie zrealizować propozycji układowych – mówi Witold Jesionowski, prezes Bomi. Spółka próbowała sprzedać do 40 mln akcji po 0,25 zł. Cena emisyjna była nieco wyższa od rynkowej. Jesionowski już kilkanaście dni temu na naszych łamach sygnalizował, że jeśli akcji nie uda się sprzedać, spółka nie uniknie likwidacji.
Czy zarząd może złożyć wniosek o zmianę formy upadłości? – Teoretycznie jest to możliwe, gdyby np. pojawił się inwestor, który chciałby ratować spółkę. Ale to tylko teoria – rozwiewa złudzenia Jesionowski.
Bomi już od kilku lat borykało się z głębokimi problemami. W sierpniu ubiegłego roku sąd przychylił się do wniosku zarządu i ogłosił upadłość układową spółki. Potem we wrześniu okazało się, że likwidowana będzie firma zależna Rabat. To zaniepokoiło rynek, bo wcześniej wielokrotnie mówiło się, że to właśnie Rabat jest najzdrowszym aktywem w całej grupie.
Do układu zgłoszono wierzytelności o wartości około 230 mln zł. Plany zakładały, że część długu Bomi zostanie zamieniona na papiery nowej emisji. Narastająco po trzech kwartałach 2012 r. grupa Bomi miała 625,7 mln zł przychodów ze sprzedaży i aż 809 mln zł straty przypisanej akcjonariuszom jednostki dominującej.