W okresie przedwyborczym politycy prześcigają się w składaniu obietnic. Prawo i Sprawiedliwość proponuje rozwiązania, które na Węgrzech wprowadziła partia Fidesz, kierowana przez premiera Viktora Orbana. PiS, po postulatach opodatkowania banków (wprowadzony przez Madziarów we wrześniu 2010 r.), chce także przewalutować frankowe kredyty hipoteczne (na Węgrzech stało się to z końcem 2014 r.). Chociaż na razie politycy PiS nie wypowiadają się jednoznacznie w tym zakresie, istnieje obawa, że partia ta będzie chciała sięgnąć po kolejny element orbanomiki – czyli zakaz handlu w niedzielę. Przepis ten Węgrzy wprowadzili w życie w połowie marca tego roku i w jego myśl w niedziele i święta nie mogą działać sklepy o powierzchni wyższej niż 200 mkw.
Rynek mocno by się zmienił
Jak wprowadzenie podobnego zakazu w Polsce wpłynęłoby na firmy handlowe? Głosy są podzielone. – Na tym etapie są to tylko zapowiedzi, ale naturalnie będziemy musieli sobie poradzić w sytuacji wprowadzenia takiego zakazu. Być może na początku obowiązywania takiego przepisu będzie miał on wpływ na przychody firm detalicznych, mających sklepy w centrach handlowych. Jednak uważam, że będzie to zjawisko przejściowe – mówi Tomasz Malicki, prezes Gino Rossi. Jego zdaniem ograniczenie handlu w niedzielę nie powinno wpłynąć na zmniejszenie popytu konsumenckiego, raczej przesunie się on na inne kanały lub inne dni tygodnia. – Klienci mają wyjście, bo mogą zrobić zakupy w internecie, gdzie handel odbywa się 24 godziny na dobę przez siedem dni w tygodniu. Mało realne jest, aby ta forma zakupów podlegała ograniczeniom. Obserwujemy tendencje zakupowe w naszych sklepach i widzimy, że udział sprzedaży weekendowej stopniowo się obniża, na skutek wzrostu znaczenia sprzedaży w dniach powszednich. Widzimy, że klienci w coraz mniejszym stopniu przychodzą do centrum handlowego na tzw. niedzielny spacer. Przesuwają zakupy z niedzieli na inne dni tygodnia – wskazuje Malicki.
Jednak Grzegorz Pilch, prezes Vistuli, jest przekonany, że z operacyjnego punktu widzenia taki zakaz byłby dla jego firmy i branży niekorzystny. – To zły kierunek i mam nadzieję, że do tego nie dojdzie. Polacy lubią spędzać niedziele w centrach handlowych i jest to jeden z ważniejszych dni w naszych przychodach tygodniowych, z pewnością lepszy niż te z początku tygodnia. Średnio jest to czwarty pod względem przychodów dzień w tygodniu – informuje. Jego zdaniem prawdopodobnie tylko ok. 30 proc. z niedzielnych przychodów, utraconych po wprowadzeniu zakazu, udałoby się Vistuli odrobić w kolejnych dniach. – Dobra konsumpcyjne ze średniej i wyższej półki to nie to samo co dobra szybko zbywalne, więc utrudnienie byłoby dla nas dość istotne, zwłaszcza że trudno byłoby liczyć na obniżenie czynszów. Na poziomie kosztów oszczędności byłyby niewielkie i wynikałyby z ograniczenia etatów – dodaje.
W podobnym tonie wypowiada się Michał Wójcik, prezes Bytomia. – Dla nas i wielu firm byłoby to silne uderzenie ograniczające sprzedaż. A w konsekwencji negatywny czynnik ograniczający konsumpcję. A konsumpcja wewnętrzna ma być motorem napędowym dla polskiej gospodarki w ciągu najbliższych trzech lat. Szerokie negatywne konsekwencje są oczywiste. Nie jesteśmy dziś w Polsce gotowi na takie zmiany – dodaje szef odzieżowej firmy.