Branża gastronomiczna szczególnie mocno odczuła zawirowania związane z pandemią koronawirusa w efekcie nie tylko lockdownów, ale też utrzymujących się w sumie siedem miesięcy blokad działalności – restauracje mogły pracować tylko w formule z dostawą lub sprzedawać na wynos. Po kilku miesiącach względnej normalności, choć z 50-procentowym ograniczeniem liczby zajmowanych miejsc przez gości, obecnie znowu obniżono ten limit do 30 proc.
W efekcie firmy nie mają szans na odrabianie strat, a muszą jeszcze zmagać się z ogromnym wzrostem kosztów – od produktów spożywczych po energię czy gaz.
– Gastronomia, hotelarstwo i turystyka to branże poszkodowane najmocniej przez pandemię, a politycy nie są w stanie zaoferować żadnego sensownego rozwiązania. Zamiast pracować nad obniżeniem VAT w gastronomii do 5 proc. wprowadza się ograniczenia, których my nie możemy stosować, a nikt nam w tym nie pomoże – mówi Jacek Czauderna, prezes Izby Gospodarczej Gastronomii Polskiej. – Czy restauracja niezaszczepionego szefa kuchni ma zdegradować do obieracza ziemniaków w piwnicy? Przecież takie przepisy nie mają żadnego sensu – dodaje.
Drożejąca energia szczególnie uderza w pizzerie, gdzie piece muszą pracować non stop i to jeszcze przed otwarciem lokalu, co oznacza wysoki pobór energii.