Kilka dni wcześniej, w piątek 3 października na internetowej stronie firmy ukazało się oświadczenie zarządu. Informował on, że spółka znalazła się w bardzo trudnej sytuacji finansowej i nie może dłużej zapewnić wykonywania świadczeń wskazanych w umowach z klientami. W ten sposób przeszło półtora tysiąca turystów, którzy wyjechali na wakacje za pośrednictwem biura oraz około tysiąca osób, które zapłaciły za wycieczki, ale będą musiały zostać w kraju, znalazło się na lodzie.
Dziwne wejście do gry
Spółkę Big Blue Travel zawiązały 12 listopada 2002 roku Dorota Palibuda i Agnieszka Michalska. Kapitał zakładowy wynosił 50 tys. zł i dzielił się na 100 udziałów po 500 zł. Wspólniczki objęły po 50 udziałów. Oprócz działalności turystycznej firma miała zajmować się transportem, nieruchomościami i ubezpieczeniami. Na pierwszym zgromadzeniu wspólników powołano zarząd w składzie: Marcin Kołodziejczyk i Paweł Michalski.
Na początku grudnia zarząd wystąpił do wojewody dolnośląskiego o wydanie zezwolenia na działalność gospodarczą w zakresie organizacji usług turystycznych. Stosowne pozwolenie firma otrzymała 17 stycznia 2003 r., bo jak nas poinformowano w biurze prasowym wojewody, wnioskodawcy spełnili wszystkie ustawowe przesłanki i nie było podstaw prawnych, by wydać decyzje odmowną.
Dwa dni później, 19 stycznia 2003 r. w internecie Marcin Kołodziejczyk napisał: "Działając w imieniu Big Blue Travel Sp. z o.o. z/s w Jeleniej Górze upoważniam wszystkich agentów posiadających aktualne pełnomocnictwo oraz umowę z Big Blue Sp. z o.o. w Jeleniej Górze do zawierania z Klientami, w imieniu Big Blue Travel Sp. z o.o. umów o świadczenie imprez turystycznych na zasadach określonych w dotychczas obowiązującej umowie agencyjnej z Big Blue Sp. z o.o."