W drugiej połowie roku, niemal dokładnie od momentu akcesji do Unii, trend uległ odwróceniu: złoty w oczach rósł w siłę, a teraz analitycy zastanawiają się tylko, czy ponownie umocni się poniżej 3 złotych za dolara.
Narodowy Bank Polski najwyraźniej nie przejmował się gwałtownymi fluktuacjami złotego. Nic dziwnego - od niemal 5 lat stosuje on mechanizm płynnego kursu walutowego, w przypadku którego o wartości decyduje tylko i wyłącznie gra popytu i podaży na rynku walutowym (ramka 1.). Bank nie wyznacza żadnego "pożądanego" poziomu kursu i nie interweniuje ani w celu wzmocnienia, ani osłabienia krajowego pieniądza. Innymi słowy, mówi przedsiębiorstwom: o kursie decyduje tylko rynek, a wy musicie się do tego po prostu dostosować.
Nie jest to jednak tylko fanaberia NBP, lecz logiczne następstwo wybranej strategii polityki pieniężnej. Zgodnie z teorią ekonomii, bank centralny musi dokonać wyboru: albo koncentruje się w swoim działaniu na zwalczaniu inflacji, pozwalając kursowi dowolnie fluktuować, albo odwrotnie - dba o stabilność kursu, nie patrząc aż tak bardzo na inflację (ramka 2.). Nie da się, niestety, ściśle kontrolować obu tych wielkości naraz, choć można próbować to w jakiejś mierze robić, stosując tzw. strategię eklektyczną. Nasz bank centralny jednak wybrał strategię bezpośredniego celu inflacyjnego, więc konsekwentnie nie przejmuje się zmianami kursu i nie interweniuje na rynku walutowym (ramka 3.).
Niezależnie od kontrowersji, które może budzić taka polityka (jedni ją bronią, inni atakują) - nie ulega wątpliwości, że prędzej czy później NBP będzie musiał z niej zrezygnować. Przystępując do unii ekonomicznej i walutowej (strefy euro) Polska musi z odpowiednim wyprzedzeniem ograniczyć wahania kursu złotego w stosunku do euro (ramka 4.). A to oznacza, że o strategii bezpośredniego celu inflacyjnego trzeba będzie kiedyś zapomnieć, zastępując ją strategią eklektyczną - i to taką, która zapewni naraz i niską inflację, i stabilny kurs.
Mechanizmy kursowe