Sieć marketów NOMI kończy restrukturyzację i przystępuje do ekspansji. Firma od 2003 roku, kiedy 100 proc. jej akcji kupił fundusz private equity zarządzany przez Enterprise Investors (EI), pracowała nad poprawą efektywności, co wymagało m.in. likwidacji nierentownych placówek. Dlatego z 39 marketów zostało 31.

Prezes NOMI Jerzy Klimek nie wyklucza kolejnych zamknięć, ale ogólna liczba marketów zacznie się teraz powiększać. - Za dwa-trzy lata powinniśmy mieć około 40-50 sklepów - twierdzi prezes. W tym roku otwarty zostanie jeden market, a w przyszłym około czterech. Później powstawać ma około czterech, pięciu rocznie, przy czym część z nich może zastępować obecne sklepy. Firma prowadzi sklepy o mniejszych powierzchniach (około 4 tys. mkw.) niż inne markety budowlane, więc szuka lokalizacji w średnich miastach (50-100 tys. mieszkańców). NOMI dzierżawi lokale (tylko jeden sklep ma na własność). Dotyczy to również uruchomionego w tym roku magazynu centralnego o powierzchni 12 tys. mkw. w Piotrkowie Trybunalskim. Potrzebne inwestycje finansuje ze środków własnych oraz kredytów. Roczne obroty firmy nie przekraczają 0,5 mld zł. - Od tego roku zamierzamy być firmą rentowną. W kolejnych latach nasze wyniki będą się poprawiać - deklaruje prezes. Nie chce ujawnić danych finansowych. Dodaje tylko, że spółka zamierza zwiększać udział importowanych produktów w sprzedaży. W tym roku podwoi go do 16 proc. ogólnej sprzedaży.

Za parę lat znowu zmieni się właściciel NOMI. EI, który za 45 mln zł kupił firmę od brytyjskiego koncernu Kingfisher (ten w Polsce prowadzi też hipermarkety budowlane Castorama), będzie chciał wyjść z inwestycji. Według prezesa Klimka, za około dwóch lat firma może trafić w ręce inwestora branżowego. Inny scenariusz to wejście na giełdę, choć to - według niego - nastąpiłoby prawdopodobnie później, tak aby zaprezentować inwestorom dłuższą historię dobrych wyników. NOMI było już notowane na GPW. Na parkiet wprowadził firmę Michał Sołowow. Póęniej kontrolź przejął Kingfisher.