Pułapki dochodowej wyceny spółki

Przewidywanie nigdy i dla nikogo nie było proste. Tymczasem dochodowa wycena przedsiębiorstwa oparta jest na prognozowaniu poziomów przyszłych dochodów oraz kosztu kapitału

Publikacja: 02.09.2006 08:50

Każdy inwestor giełdowy zadaje sobie wiele pytań. Czy akcje są na giełdzie przewartościowane, czy niedowartościowane? Jaka jest skala odchylenia aktualnego kursu rynkowego od wartości wewnętrznej, czyli wartości "prawdziwej"? Jakie zmiany notowań i kiedy nastąpią w przyszłości? I chociaż wielu inwestorów uświadamia sobie, że według obecnego stanu wiedzy nie ma zadowalających, wiarygodnych odpowiedzi na te pytania, to jednak nadal wierzy, że jest inaczej. Część poszukuje odpowiedzi samodzielnie. Coraz liczniejsza, wobec hossy na polskim rynku akcji, grupa inwestorów decyduje się jednak na wykorzystanie wiedzy fachowców. Stąd dynamicznie rosnące kwoty powierzone funduszom inwestycyjnym. Stąd powodzenie, oby tylko do czasu, kolejnych firm o dumnych nazwach (i jeszcze aktywniejszej reklamie) inwestujących nie bardzo wiadomo gdzie, w co i jaką część powierzonych środków.

Podstawy rekomendacji

Stąd wynika duże zainteresowanie rekomendacjami inwestycyjnymi udostępnianymi przez instytucje finansowe. Przecież fachowcy się nie mylą, a już na pewno nie mylą się istotnie. Wszak u podstaw rekomendacji stoją wyceny spółek. Wyceny, które przeprowadzono, wykorzystując dorobek nauki i wszelkie dostępne informacje. Liczni inwestorzy chcą wierzyć, że opierając decyzje na rekomendacjach, pokonają własny brak umiejętności, wiedzy i czasu. Skorzystają chociaż trochę z "magicznego źródła wiedzy tajemnej". Czy jednak nie spotka ich zawód?

Wyceny spółek na potrzeby rekomendacji inwestycyjnych dokonuje się dwiema grupami metod. Są to metody porównawcze oraz metody dochodowe. Te pierwsze, zwłaszcza w formie metody mnożników rynkowych, w głównej mierze odzwierciedlają aktualny stan zmiennej koniunktury giełdowej. Natomiast metody wyceny dochodowej mają pozwolić na odpowiedź na fundamentalne pytanie: ile wynosi "prawdziwa", wewnętrzna wartość spółki. Dlatego to właśnie metody dochodowe są obecnie uważane za najważniejsze. Głównie na ich podstawie formułowane są poważne rekomendacje inwestycyjne.

Geneza problemów

Istotą wyceny dochodowej jest oszacowanie, ile wynosi aktualna wartość przyszłych dochodów, które spółka wypracuje i udostępni inwestorom. Dochody te mają postać wolnych przepływów pieniężnych, a metoda na nich oparta, od skrótu angielskiej nazwy, to metoda DCF. Została ona opracowana w oparciu o dorobek nauki o finansach przedsiębiorstwa. Niestety, wiąże się z tym jej pierwsza słabość. Otóż podstawy tej nauki sformułowano przed około 40 laty w Stanach Zjednoczonych. Dotyczyły one stabilnego, dojrzałego przedsiębiorstwa, regularnie osiągającego wysokie zyski. 40 lat temu, przed załamaniem systemu z Bretton Woods i przed kryzysami naftowymi, stałe były kursy głównych walut, stabilne stopy procentowe, niska inflacja. Od tego czasu sytuacja zmieniła się diametralnie, ale zasadnicze podstawy teorii finansów przedsiębiorstwa pozostały. Co więcej, nadal widoczne są istotne elementy teorii dostosowane do nieobowiązujących już rozwiązań amerykańskich. Stąd wiele osób przeprowadzających wyceny spółek ma problemy, gdyż w procedurach pomijany jest VAT (podatek od towarów i usług), a podatek dochodowy ma niejasną formę podatku efektywnego. Wszak w Stanach Zjednoczonych także obecnie nie ma VAT, a efektywny podatek dochodowy od przedsiębiorstw to suma 2 podatków - federalnego i stanowego. Czy takie procedury można bezpośrednio z powodzeniem wykorzystać w Polsce? Oczywiście nie. Tak więc podstawy wyceny przedsiębiorstwa metodą DCF nie są ani spójne, ani dostosowane do naszych warunków. Część z nich odzwierciedla rzeczywistość sprzed wielu lat, część odpowiada specyficznym warunkom amerykańskim. Musi to zniekształcać wyniki dochodowych wycen polskich, a nawet szerzej - wielu nieamerykańskich przedsiębiorstw. Ograniczenia metody

Przewidywanie przyszłości nigdy i dla nikogo nie było proste. Tymczasem dochodowa wycena przedsiębiorstwa oparta jest na prognozowaniu poziomów przyszłych dochodów oraz kosztu kapitału. W tych prognozach jedno jest pewne - że się nie sprawdzą. Prawdziwa nauka nie zostawia jednak nawet takich problemów bez rozwiązania. Przyjęto, że prognozowane dochody mają odzwierciedlać najbardziej prawdopodobny, zdaniem wyceniającego, scenariusz rozwoju przedsiębiorstwa w warunkach przeciętnej koniunktury gospodarczej. Konsekwencje tego są istotne. Wycena dochodowa okazuje się subiektywna i zależy od oczekiwań analityka. W praktyce oznacza to, że nawet wyceny sporządzane w tym samym momencie na podstawie identycznych danych będą różne. Co więcej, z oczywistych powodów oczekiwania co do sytuacji przedsiębiorstwa w przyszłości są znacznie bardziej optymistyczne w okresie wysokiej koniunktury gospodarczej, pesymistyczne - w okresie niskiej koniunktury. Hossa na giełdzie sprzyja podwyższeniu wycen, bessa - obniżeniu. Dodatkowo w okresie hossy popularne stają się spółki z "modnych" branż. W latach 1999-2000 były to spółki internetowe, obecnie - surowcowe i związane z biopaliwami. Analitycy, dokonujący wycen, zdają się zapominać, że nawet jeżeli "modna" branża odniesie rzeczywisty sukces, to obejmie on tylko niewielką część działających w niej spółek. Oznacza to wysokie ryzyko, które - poprzez stopę dyskontową - powinno zasadniczo obniżyć wynik wyceny dochodowej. Ale kto się na to zdecyduje w sytuacji, gdy rynkowy kurs akcji jest i tak znacznie wyższy, niż wynika ze skrajnie optymistycznej wyceny?

Tak więc wyniki wycen dochodowych tego samego przedsiębiorstwa mogą być bardzo różne. Powinien o tym pamiętać każdy analityk formułujący rekomendacje. Zalecenie "kupuj" uzasadnione tym, że akcje spółki na giełdzie notowano po 53,20 zł, a wyceniono na 56,40 zł, jest żartem. Taka różnica nie jest niczym więcej niż kwestią przypadku i przyjętych założeń. Co najważniejsze, powinien o tym pamiętać także każdy inwestor.

Nutka optymizmu

Czy więc poleganie przez inwestorów na wynikach wycen dochodowych to nieporozumienie? Na szczęście nie zawsze. Dowodzi tego sukces Berkshire Hathaway, spółki inwestycyjnej najsłynniejszego długoterminowego inwestora świata - Warrena Buffetta. Tyle że stosowana przez W. Buffetta i jego zespół metoda wyceny dochodowej to nie klasyczny DCF. Co więcej, zakup akcji ma miejsce wtedy, gdy z wyceny wynika, że spółka jest znacznie zwykle wielokrotnie więcej warta niż według wyceny giełdowej. Nie wystarczy kilku- czy nawet kilkunastoprocentowa różnica. Przede wszystkim przeprowadzane przez zespół W. Buffetta wyceny dochodowe są oparte na głębokich analizach możliwości rozwojowych spółek nie z branż "modnych", ale z tych, których funkcjonowanie W. Buffett w pełni rozumie.

Andrzej Fierla

dr hab., profesor Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. Zawodowo zajmuje się zagadnieniami

związanymi z rynkiem kapitałowym, instrumentami pochodnymi oraz wyceną przedsiębiorstw.

Łączy to z praktyką - inwestowaniem na Giełdzie Papierów Wartościowych. Autor kilkudziesięciu

publikacji, w tym książek poświęconych tematyce giełdowych opcji na akcje.

Gospodarka
Piotr Bielski, Santander BM: Mocny złoty przybliża nas do obniżek stóp
Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Materiał Promocyjny
Banki muszą wyjść poza strefę komfortu
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego