Deficyt budżetowy Węgier może być w tym roku niższy niż zakłada gabinet Ferenca Gyurcsanya, twierdzi agencja badań rynku GKI. Jeżeli jej przewidywania się sprawdzą, będzie to oznaczało, że po raz pierwszy od 2001 r. rządzący nie są przesadnie optymistyczni.

Rząd twierdzi, że wydatki państwa będą w tym roku większe niż wpływy o kwotę równą 6,8 proc. PKB kraju. GKI szacuje tymczasem, że deficyt wyniesie tylko 6 proc. - Kondycja skarbu jest lepsza niż oczekiwano (deficyt budżetowy wyniósł w 2006 r. 9,6 proc. produktu krajowego brutto, a nie 10,1 proc., jak przewidywał Gyurcsany) - pisze agencja w raporcie. - Ponieważ poziom zadłużenia jest niższy, wpływy z podatków rosną, a wydatki z państwowej kasy maleją, to można oczekiwać, że budżet będzie bardziej zrównoważony - twierdzi GKI.

Agencja przyznaje, że inflacja przyspieszy i przekroczy poziom z grudnia, kiedy wyniosła 6,5 proc. Jej zdaniem średnio w pierwszym półroczu wyniesie 8 proc., by pod koniec roku spaść do 4 proc. Dlatego GKI prognozuje, że stopy procentowe, które teraz wynoszą 8 proc. i są najwyższe w Unii, spadną dopiero w drugim półroczu.

Dobra kondycja europejskich gospodarek powinna zaś złagodzić spadek tempa rozwoju gospodarczego Węgier. Rząd prognozuje, że PKB, który podniósł się w minionym roku o 4,1 proc., w tym wzrośnie tylko o 2,2 proc. GKI szacuje natomiast, że zwyżka o 3 proc. jest bardzo realna.

Agencja zaznacza, że koniunktury nie będą napędzać inwestycje ani wydatki konsumpcyjne. Te ostatnie mogą nawet spaść, bo eksperci oczekują, że w warunkach wysokiej inflacji realne płace obniżą się o 3,5 proc. i w efekcie za przeciętną wypłatę będzie można kupić tylko tyle, co w 2005 r.