Dane na temat bilansu płatniczego Polski w grudniu ub. r. okazały się znacznie gorsze od prognoz analityków. Specjaliści spodziewali się, że deficyt obrotów bieżących wyniesie nieco ponad 540 mln euro, tymczasem według Narodowego Banku Polskiego ujemne saldo sięgnęło 915 mln euro. Analitycy sądzili też, że deficyt handlowy zamknie się kwotą 430 mln euro, tymczasem okazał się on niemal trzykrotnie wyższy - wyniósł 1,08 mld euro.
Eksport był o 8,3 proc. wyższy niż rok wcześniej. Dynamika okazała się najsłabsza od kwietnia 2005 r. Zdaniem Bartosza Pawłowskiego, ekonomisty ING Banku Śląskiego, niski eksport to efekt mniejszej liczby dni roboczych w grudniu 2006 r. niż rok wcześniej. - Faktycznie wzrost był zbliżony do tego, jaki notowano w poprzednich miesiącach - powiedział Pawłowski.
Import okazał się o 17 proc. wyższy niż rok wcześniej. Tu również mieliśmy do czynienia ze spowolnieniem. Ale znacznie mniejszym niż w przypadku eksportu. Jak wyjaśnił Narodowy Bank Polski, na wynik "istotnie wpłynęła jednostkowa transakcja zarejestrowana po stronie importu".
Analitycy i inwestorzy ocenili grudniowe wyniki handlu zagranicznego jako jednorazowe. Dlatego nie przywiązywali do nich większej wagi. Na dane o bilansie płatniczym rynek praktycznie nie zareagował - za euro płacono wczoraj po południu nieco ponad 3,92 zł. Nasza waluta traciła natomiast przed południem.
W grudniu doszło do największego w historii odpływu kapitału w związku z polskimi inwestycjami bezpośrednimi za granicą. Krajowe przedsiębiorstwa wydały na ten cel ponad 1,9 mld euro - niemal tyle samo, co przez poprzednie 12 miesięcy. Ten odpływ to zasługa sfinalizowania przez Orlen zakupu litewskich Możejek.