W tym roku najlepszymi inwestycjami okazują się spółki z branży materiałów do produkcji. Globalny indeks tego sektora zyskał aż blisko 9 proc., wobec 3,2 proc. dla światowego rynku akcji. W tej branży kluczowe znaczenie odgrywają firmy uzależnione od sytuacji na rynku metali, takie jak BHP Billiton, AngloAmerican czy Rio Tinto. W kontekście spadającej w tym roku ceny miedzi może to wydawać się zaskakujące. Trzeba jednak pamiętać, że inne metale radziły sobie dużo lepiej. Nikiel podrożał aż o około jedną piątą, trochę w górę poszło aluminium, wzięciem cieszą się metale szlachetne (złoto zyskało ponad 6 proc., srebro 11 proc.). Taka sytuacja nie wyjaśnia jednak do końca przyczyn mocnego wzrostu w tym sektorze. Na przykładzie tej branży dobrze widać wpływ boomu na rynku fuzji i przejęć. Dzięki pojawieniu się pogłosek o planach BHP Billiton oraz Rio Tinto przejęcia innego giganta Alcoa zyskiwały na wartości nie tylko akcje tych firm. Inwestorzy przychylniejszym okiem patrzyli na całą branżę. Mechanizm jest prosty - wyższa wycena kluczowych firm z sektora podciąga notowania mniejszych graczy. Akcje BHP Billiton zyskały w tym roku już ponad 14 proc., Alcoa podrożała prawie o 16 proc., a Rio Tinto o 6 proc. O ile w przypadku pierwszej firmy wzrost notowań bronią wyniki II półrocza (australijskie przepisy nie wymagają podawania kwartalnych wyników), to Alcoa odnotowała regres w ostatnich trzech miesiącach 2006 r., jeśli chodzi o zysk operacyjny. Zysk netto uratowały jednorazowe zyski.
Przyszłe wyniki budzą obawy
W efekcie coraz trudniej mówić o dyskoncie w wycenach spółek z branży materiałów do produkcji względem rynku. Wskaźnik cena/zysk dla niej to 14,5, wobec 17,2 dla globalnego indeksu akcji (S&P Global 1200). Na tej podstawie można wnioskować, że ta grupa przedsiębiorstw praktycznie nie ma już bufora chroniącego notowania przed zniżką w razie ponownego pogorszenia nastrojów na rynku metali.
Innym problemem jest wciąż rosnąca w Stanach Zjednoczonych liczba spółek zmniejszających prognozy zysków. W sumie w ostatnich trzech miesiącach uczyniło tak 829 firm, wobec 352, które podniosły szacunki zysków. Różnica więc sięgnęła 477. Była największa od wiosny 2006 r. Wcześniej podobna dysproporcja występowała w początkach 2005 r. W obu przypadkach była ostrzeżeniem przed nadejściem gorszych czasów dla posiadaczy akcji. Nie ma powodów sądzić, że teraz nie ma to znaczenia. Tym bardziej że kolejne doniesienia z gospodarki USA wskazują na trwające spowolnienie. Wskaźniki wyprzedzające koniunktury były słabsze niż oczekiwano, nie ma przełomu na rynku nieruchomości, słabnie sprzedaż detaliczna, a do tego nie spada inflacja bazowa, która pozostaje ponad poziomem akceptowalnym przez Fed.
Inwestorzy ignorują słabe informacje, mając nadzieję, że dalszy ruch na rynku fuzji i przejęć, skutkujący większą skalą działania spółek, będzie w stanie skompensować negatywne skutki dla wyników zwolnienia gospodarki. To pewne uproszczenie, ale daje wyobrażenie o zachodzących obecnie zjawiskach na giełdach. Dane o aktywności rynku fuzji i przejęć w pierwszych siedmiu tygodniach tego roku utrzymują w takim przekonaniu. Wzrost wartości zawartych transakcji w USA wyniósł w tym czasie 86 proc., w porównaniu z tym samym okresem 2006 r., i osiągnął poziom 229 mld USD. Globalnie jest to odpowiednio 36 proc. i 477 mld USD. Spada zaś liczba transakcji, co wskazuje, że aktywnością na tym polu wykazują się głównie największe firmy.