W poniedziałek w dół poszło 250 walorów z 288 notowanych w systemie ciągłym na GPW. Przewaga podaży nie podlegała dyskusji. WIG znalazł się na poziomie z końca 2006 r. Obroty były - w porównaniu z sesjami z połowy minionego tygodnia - mniejsze, co wskazywało na to, że rynek szedł w dół, w większym stopniu niż wcześniej, w wyniku strachu. Powodował, że kupujący nie byli już skłonni wystawiać większych zleceń kupna. Z drugiej strony skala początkowej przeceny mogła część inwestorów odwieźć od zamiaru pozbywania się akcji. Bilans sesji nie wypadł pomyślnie, skłaniając do coraz większych obaw o decyzje uczestników funduszy inwestycyjnych, którzy przez nie zaangażowani są na giełdzie.
Nie wydaje się, żeby tydzień, nawet pokaźnych zniżek, mógł wywołać duże zaniepokojenie wśród graczy. Ochłodzenie nastawienia do funduszy najsilniej powiązanych z koniunkturą giełdową będzie raczej procesem rozłożonym w czasie. Niewykluczone nawet, że już się zaczął. Początek roku przyniósł jednak szturm klientów na produkty TFI. Pieniądze płynęły głównie do podmiotów o zrównoważonych strategiach. Bilans pierwszych dwóch miesięcy roku w ich przypadku to zyski rzędu 1-2 proc. Jednak nie słabsze zyski w krótkim okresie są najgroźniejsze. Wiosna 2006 r. pokazała, że odporność uczestników funduszy jest znaczna. Jest jednak istotna różnica między obiema sytuacjami. Przez 12 miesięcy do połowy maja 2006 r. można było zarobić ponad dwa razy więcej niż w takim samym czasie do końca lutego 2007 r. To potwierdza spadek zyskowności inwestycji w akcje w dłuższym terminie w porównaniu z sytuacją sprzed ponad 10 miesięcy.