Rosjanie coraz częściej sugerują, że zrezygnują z przesyłania ropy na Zachód za pośrednictwem ropociągu "Przyjaźń", biegnącego przez terytorium Białorusi i Polski. Alternatywą ma być budowa drugiej nitki Bałtyckiego Systemu Rurociągowego - z Unieczy do bałtyckiego portu Primorsk. Stamtąd rosyjski surowiec ma być transportowany tankowcami na Zachód.
- Nie wiem, czy w razie wstrzymania transportu rosyjskiej ropy "Przyjaźnią", PERN przeżyje - mówi Andrzej Szczęśniak, niezależny analityk rynku paliwowego. - Ta firma może być pierwszą ofiarą prowadzonej teraz polskiej polityki energetycznej - dodaje.
Dziś gros przychodów spółki pochodzi właśnie z przesyłu rosyjskiej ropy naftowej od granicy z Białorusią do naszych rafinerii: w Płocku i dalej w Gdańsku oraz niemieckich: w Schwedt i Spergau. Wschodnim odcinkiem "Przyjaźni" (od Adamowa do Płocka) tłoczy się nawet do 50 mln ton surowca rocznie, choć jego przepustowość to zaledwie 43 mln ton. Żeby zwiększyć moce przesyłu, stosowana jest specjalna substancja redukująca opory. Odcinek zachodni (od Płocka do granicy z Niemcami) ma wydajność ok. 27 mln ton ropy rocznie.
Gdyby Rosja wstrzymała dostawy surowca przez Białoruś i Polskę, PERN-owi pozostałby jedynie przesył, liczącym 237 km rurociągiem "Pomerania", który łączy Płock z Gdańskiem. Surowiec byłby jednak tłoczony tą rurą w przeciwnym kierunku, bo Orlen musiałby być wtedy zaopatrywany w ropę z morza poprzez Naftoport. Do płockiej rafinerii trafiałoby tą drogą ok. 13,8 mln ton surowca rocznie (takie są obecnie jej moce przerobowe).
- Trzy razy mniej surowca transportowanego na trzy razy krótszym odcinku oznacza spadek przychodów o około 80-90 proc. - szacuje Andrzej Szczęśniak. - To może być dla PERN-u zabójcze - uzupełnia.