Agencja Standard&Poor?s właśnie wydała komunikat, że w Pols-ce, Czechach, na Węgrzech i na Słowacji jest niedobrze, bo nie ma reform fiskalnych i że nie wykorzystuje się dobrej koniunktury do poprawienia sytuacji budżetów. I że ta bezczynność spowoduje, że ani my, ani nasi bliżsi i dalsi sąsiedzi nie dostaną lepszego ratingu niż obecny.

Jednak, gdy czyta się sam komunikat, widać, że coś jest nie tak. Agencja S&P pisze bowiem, że brak reform wynika z faktu, że społeczeństwa są "zmęczone reformami". Więc w końcu nie wiem - to są te reformy, czy też ich nie ma? Wypadałoby się zdecydować.

Tym bardziej że ostatnie doniesienia mówią, że jednak są. Nie wiem, jak jest w pozostałych trzech państwach, ale u nas ostatnio rząd przyjął projekt zmian w finansach publicznych. Rozumiem, że agencji ten plan zmian może się nie podobać. Źe - wg analityków S&P - ma dziury albo przyniesie fatalne skutki. Ale wypadałoby choć wspomnieć słowo, że jednak ktoś coś przy tym budżecie grzebie. Tymczasem analitycy z S&P wysmażyli dokument, który do złudzenia przypomina to, co agencje ratingowe pisały o Polsce dwa, trzy czy pięć lat temu.

Ktoś powie, że ta powtarzalność komunikatów to dowód, że polityka fiskalna jak była zła, tak zła pozostaje. Sęk w tym, że jest to też argument za stwierdzeniem, że opinie agencji ratingowych nie mają żadnego znaczenia ani dla rządzących, ani dla inwestorów. Bo w końcu - w przeciwieństwie do komunikatów specjalistów od ocen wiarygodności kredytowej - rentowność polskich obligacji zmieniła się w porównaniu z poziomem sprzed dwóch, trzech czy pięciu lat.