Przewoźnik lotniczy Air One, uchodzący za najpoważniejszego kandydata do przejęcia rządowego pakietu włoskich linii Alitalia, wycofał się z przetargu. Prywatyzacja prawie połowy akcji firmy stanęła pod znakiem zapytania.
Już wcześniej ze starań o 49,9 proc. udziałów flagowego włoskiego przewoźnika wycofał się rosyjski Aerofłot oraz amerykańska firma private equity TPG. Teraz na placu boju pozostał jedynie fundusz inwestycyjny MatlinPatterson Global Advisers, też z USA, ale analitycy raczej wątpią, że zdecyduje się na wiążącą ofertę. Termin ich składania mija 23 lipca, czyli w najbliższy poniedziałek.
Inwestorów przeraziły warunki, jakie postawiły władze w Rzymie. - Zasady przejęcia udziałów muszą być zupełnie inne, żeby Alitalia miała szansę na konkurencyjny rozwój - stwierdził w komunikacie AP Holding, właściciel Air One, jednego z konkurentów Alitalii na włoskim niebie.
Włoski rząd sygnalizował, że nie pozwoli na nadmierne cięcia zatrudnienia i będzie chciał zachować wpływ na strategiczne decyzje w spółce. Przy takich ograniczeniach uzdrowienie włoskich linii, które od kilku lat generują straty i tracą pozycję na rynku, może okazać się jednak niemożliwe. Analitycy szacują, że obecnie Alitalia traci 2 mln euro dziennie. W firmę biją częste strajki, wysokie ceny paliwa i konkurencja tanich przewoźników. Na niczym spełzły próby wdrożenia kolejnych planów ratunkowych.
Ministerstwo Finansów, które ma kontrolę nad udziałami Alitalii, wczoraj ogłosiło, że nie odwoła przetargu, bo jeden inwestor wciąż jest w grze. Jednak zastrzegło, że może zmienić plany, żeby zapewnić Alitalii bezpieczną przyszłość.