Co z tą giełdą? To pytanie, z którym mam do czynienia coraz częściej. Na razie ludzie pytają raczej, kiedy znów kupować? Przecena małych spółek stwarza przecież okazję do korzystnej akumulacji. Robili to w przeszłości, taka strategia przyniosła im wiele korzyści. Trzymanie akcji, które tanieją, budzi wątpliwości, ale jeszcze nie wywołuje strachu. Przecież oni są inwestorami długoterminowymi, a polskie fundamenty są bardzo dobre. Wielokrotnie Polska giełda potwierdzała, że jest mocniejsza niż świat.
Mój przyjaciel Stefan, którego namówiłem kiedyś do kupowania akcji (co w ciągu roku ugruntowało w nim świadomość, że jest doświadczonym inwestorem), nie rozważa możliwości trwałych spadków. Myśli raczej o wakacjach, potem zobaczy, co z tym dalej robić. Swoje ostatnie niepowodzenia sprowadza do stwierdzenia, że po każdym wzroście musi przyjść kiedyś korekta. Dużo zarobił, jest z czego oddawać. Taki tok myślenia towarzyszy wielu osobom, związanym z giełdą.
W telewizji fundusze inwestycyjne chwalą się wynikami z przeszłości. Nie widzą powodów, dla których nie miałyby zarabiać w przyszłości. Mistrzowie statystyki wykręcają niesamowite stopy zwrotu i każdy fundusz jest najlepszy w zdefiniowanej przez siebie kategorii. Tylko dlaczego większość statystyk kończy się przed 24 lipca? Pewnie dlatego, że reklamy były wcześniej przygotowane.
Zaangażowanie TFI w akcjach przekroczyło 60 mld zł. Na moich oczach tworzy się historia rynku. Aż nie chce się wierzyć, jak bardzo hossa zmieniła alokację oszczędności. Niepokoi, że znaczna część kapitału TFI ulokowana jest w małych spółkach, które są liderami wzrostów w czasie hossy, jednak zupełnie tracą płynność w czasie dekoniunktury. Żeby z czegoś takiego mógł wyjść duży inwestor, musi sprowadzić cenę w dół o kilkadziesiąt procent. TFI są więc zmuszone do bycia długoterminowymi, wręcz strategicznymi inwestorami w firmach, które często dopiero planują zyski lub pozostają w "modnej branży". Ale to nie przeszkadza, dopóki jest hossa. Co się jednak stanie, gdy pieniądze będą odpływać z TFI?
Oczywiście, żaden zarządzający TFI na razie nie będzie myślał o sprzedaży akcji. Nie zapomina o szerokiej sieci sprzedaży funduszy inwestycyjnych. Tysiące doradców w bankach, domach maklerskich czy też specjalnie ku temu stworzonych instytucjach, mają w budżetach sprzedaż jednostek funduszy. Od tego zależą premie. Jest więc szerokie lobby, które przez długi czas nie porzuci myśli o powrocie hossy. To jest poważna siła mechanizmu trendu i zarazem jedno z największych zagrożeń dla nieświadomego Kowalskiego, który ma portfel TFI. Brak obiektywności oceny powoduje, że Kowalski długo będzie utrzymywany w nadziei zysku. O ryzyku, że gdy już zdecyduje się na ucieczkę z giełdy, a fundusz nie będzie chciał wypłacić pieniędzy z powodu zbyt dużego odpływu kapitału, może lepiej nie wspominać.