Politycy rozpoczęli odliczanie przed kolejnymi już wyborami. PiS zrezygnowało ostatecznie ze współpracy z Samoobroną i LPR. Wakaty uzupełnili ludzie, którzy tworzyli jeszcze program partii w kampanii w 2005 r. Trafiają do ministerstw bynajmniej nie po to, by realizować własne pomysły. Na to nie ma czasu. Chyba że wniosek o samorozwiązanie Sejmu przepadnie...

Wczorajsze nominacje mają pokazać wyborcom, że wiara w PiS ma sens. Dlatego też do resortu edukacji trafił Ryszard Legutko, ostoja krakowskiego konserwatyzmu. Ministerstwo pracy objęła matka Polka XXI wieku, Joanna Kluzik-Rostkowska, autorka kampanii podkreślających rolę kobiety we współczesnym społeczeństwie. Z kolei ekspert prawa podatkowego i orędownik reform prorodzinnych Mirosław Barszcz zajmie się budownictwem.

PiS prezentuje społeczeństwu to, co ma najlepsze - wierne osoby z zaplecza partii, niezmieniające swoich poglądów, gotowe pracować dla wyraźnej idei. Już wkrótce usłyszymy o nowym programie mieszkaniowym, rodzinnym, wychowawczym czy nawet morskim. Wszystko po to, by przekonać Polaków, że warto dać drugą szansę rządzącej partii. Co więcej, niejeden wyborca zdziwi się, jak sprawnie pracami resortów kierować mogą osoby rzeczywiście kompetentne.

Gorzej, jeżeli nowe programy zawierać będą kolejną pulę nierealnych obietnic, podanych tylko w bardziej strawnym sosie niż osławione 1,5 mln mieszkań w trzy lata. Wtedy bowiem licytacja w kampanii wyborczej zacznie się na dobre. A szanse, by politycy przedstawili realne plany na kolejną kadencję, zmaleją niemal do zera.