Gdy w 2000 roku na warszawskim parkiecie szalała hossa internetowa, funduszom inwestycyjnym daleko było do obecnej popularności. Od tego czasu aktywa TFI wzrosły przeszło 12-krotnie i mało kto o nich w Polsce jeszcze nie słyszał. O tym, ile można zarabiać na Arce czy Skarbcu, wie absolutnie każdy - od profesora uniwersytetu po sprzątaczkę. Nie każdy jednak zdaje sobie sprawę, ile można było zyskać, inwestując samodzielnie.
Nawet 107 procent zysku w rok
W ciągu 12 miesięcy (lipiec 2006-czerwiec 2007 r.) fundusze inwestycyjne naprawdę napełniły gotówką kieszenie swoich klientów. Rekordziści praktycznie podwoili pieniądze klientów. DWS Top 25 Małych Spółek zarobił ponad 107 proc., a Pioneer Małych i Średnich Spółek 100 proc. Nic dziwnego, że Polacy tak ochoczo biegną do instytucji finansowych, aby pokornie oddać im swoje pieniądze. I nie przerażają ich nawet dłuższe korekty na giełdzie.
Nie gorzej popisali się zarządzający mniej ryzykownymi funduszami. Portfele inwestycyjne najskuteczniejszych z nich puchły niemal o 40 procent. Najwyższym kunsztem popisali się szefowie Lukas Dynamiczny Polski i PZU Zrównoważony, którzy zarobili aż po 39 proc.
Jeżeli ktoś obawiał się o koniunkturę polskiego rynku lub po prostu zapragnął większej dywersyfikacji, mógł poszukać szczęścia w inwestycjach zagranicznych. Na polskim rynku działa już 12 funduszy oferujących możliwość ulokowania kapitału w akcjach firm notowanych w USA lub Europie Zachodniej. Osiągnięcia zarządzających były jednak w tym wypadku bardzo zróżnicowane. Najskuteczniejsi z nich, jak szef BPH Top Ameryka, potrafili zarobić dla klientów nawet 103 proc. Klienci tych najsłabszych, jak choćby Pioneer Akcji Amerykańskich, musieli się zadowolić zaledwie 3 procentami zysku.