Telefonia komórkowa to najbardziej dochodowy biznes w branży telekomunikacyjnej. Marże działających w nim graczy - Plusa, Ery i Orange - przewyższają 30 proc. (EBITDA), a zyski idą w setki milionów złotych, a nawet miliardy. Ponieważ bariera wejścia na ten rynek z powodu kosztów budowy infrastruktury i licencjonowanych częstotliwości jest bardzo wysoka, większość firm mogła do niedawna jedynie pomarzyć o wejściu w komórki.
Ponad dwa lata temu zmalała, bo dzięki formule MVNO (mobile virtual network operator) nowi gracze nie muszą mieć telekomunikacyjnej sieci, aby świadczyć usługi. W najprostszym modelu tej działalności potrzebują "jedynie" umowy z właścicielem infrastruktury o jej udostępnieniu po stawkach hurtowych, a do niedawna - także pozwolenia Urzędu Komunikacji Elektronicznej na prowadzenie tego rodzaju działalności oraz budżetu reklamowego na promocję marki.
Na palcach jednej ręki
Mimo że znikła podstawowa przeszkoda, Plusowi, Erze i Orange silnej konkurencji nie przybywa. Trzej gracze strzegą swojego rynku i wpuszczają na niego firmy, które nie stanowią dla nich bezpośredniej konkurencji. I to na dogodnych dla siebie warunkach rozliczeniowych. W 2006 r. Era i Plus niemal jednocześnie podpisały pierwsze umowy z wirtualnym operatorami, wpuszczając do sieci odpowiednio Cyfrowy Polsat i P4. Kilka miesięcy później Polkomtel miał w portfelu także mBank Mobile. A już w 2007 r. Orange udostępnił swoją sieć dystrybutorowi kosmetyków Avon, a potem MNI Telecom.
Nie licząc P4, sprzedaż usług zaczęły do tej pory tylko pod postacią MVNO jedynie mBank i Avon.