Upadłość likwidacyjną Serwisu Finansowego Netforex, firmy inwestującej na rynku walutowym, ogłosił wczoraj warszawski sąd. Zrobił to na wniosek klientów Serwisu, do którego wczoraj nieoczekiwanie przyłączył się sam zarząd spółki. Sędzia Arkadiusz Zagrobelny podał w uzasadnieniu, że główną przesłanką ogłoszenia bankructwa było niewykonywanie wymagalnych zobowiązań.

Od wczoraj syndykiem Netforeksu jest Alicja Hnatkowska, do tej pory tymczasowy nadzorca sądowy spółki.

Majątek Netforeksu nie wystarczy, aby spłacić wierzycieli. Jest ich kilkudziesięciu, a doprowadzony przez policję na salę sądową wiceprezes Serwisu Jacek C. oszacował łączne zobowiązania spółki na około 40 mln zł. Na podstawie jego zeznań prawnicy i sąd próbowali ustalić, co składa się na majątek Netforeksu. Jest tego niewiele. Jacek C. do majątku firmy zaliczył m.in. "aktywa związane z wygranymi sporami sądowymi" (do 52 tys. zł), samochód firmowy (około 60 tys. zł), "ewentualne należności do wyegzekwowania" (na około 400 tys. zł) w innych, być może ciągle trwających, sporach.

W sukurs wierzycielom Serwisu pospieszyli doradcy poszkodowanych w aferach WGI i Interbroka. Radzili wczoraj klientom Netforeksu, którzy tym razem licznie stawili się w sądzie, aby dochodzili pieniędzy od banków, które współpracowały z Serwisem, bądź u Skarbu Państwa, który - poprzez odpowiednie instytucje - winien dbać o bezpieczeństwo na rynku kapitałowym.

Jacek C. podał, że Netforex przeprowadzał transakcje za pośrednictwem BRE, Citibanku i DZ Banku. Wierzyciele Serwisu byliby kolejną grupą poszkodowanych, pukającą do drzwi BRE. W lipcu wierzyciele Interbroka mieli wystąpić do banku o zapłatę 120 mln zł.