Pierwsza w listopadzie sesja na GPW zakończyła się przeceną. Na wartości straciły wszystkie indeksy. Nie było w tym żadnego zaskoczenia. Czwartkowe silne spadki na europejskich i amerykańskich parkietach, a następnie piątkowe spadki w Azji, wymuszały taki scenariusz. Jedyne, co mogło wczoraj dziwić, to tylko to, że po czwartkowym ostrzeżeniu Exxon Mobil o tym, że rekordowe ceny ropy negatywnie wpływają na marże, spółki paliwowe notowane na warszawskiej giełdzie straciły stosunkowo niewiele.
W piątek nie mogła też dziwić skala przeceny. Zniżka indeksu WIG20 o 1,68 proc. do 3812,55 pkt, po tym gdy DJIA i S&P500 spadły po 2,6 proc., chociaż wydaje się umiarkowana, to jest w pełni zrozumiała. Ta wstrzemięźliwość w pozbywaniu się akcji wynikała z pewnego braku wiary w kontynuację przeceny na Wall Street. Tak jak to miało miejsce 19 października br., gdy równie silne spadki nie doczekały się kontynuacji.
Ten brak wiary, chociaż zrozumiały, jednak niekoniecznie jest roztropny. W sytuacji gdy na rynek docierają coraz to nowe ostrzeżenia ze spółek finansowych przeżywających kłopoty związane z kryzysem na rynku kredytów
hipotecznych, w sytuacji gdy Fed "pompuje" do systemu finansowego dodatkowe środki i wreszcie gdy dalsze obniżki stóp procentowych w USA stoją pod znakiem zapytania, dalsza wyprzedaż na Wall Street jest bardziej realna niż jeszcze przed tygodniem czy miesiącem. Zwłaszcza że np. S&P500 jest o krok od wygenerowania silnego technicznego sygnału sprzedaży, jakim będzie przełamanie wsparcia 1498-1501 pkt.
Sytuacja techniczna indeksu