To był naprawdę dobry rok dla światowego rynku węgla kamiennego. Rosła jego produkcja, wartość handlu zagranicznego i ceny. Wszystko to pod wpływem dwóch czynników: drożejącej niebywale ropy i nigdy niezaspokojonego zapotrzebowania w Chinach.
Nadzieje w Walii
Jednym z najbiedniejszych regionów Wielkiej Brytanii jest południowa Walia. To tu miało miejsce wiele z najgłośniejszych strajków, gdy do znaczącej restrukturyzacji brytyjskiego górnictwa przystąpiła Margaret Thatcher. Po latach stagnacji gospodarczej i emigracji siły roboczej dziś odżywają nadzieje na lepszą przyszłość. Węgiel wydaje się wracać do łask. Ludzie wracają do pracy w kopalniach. Trzy lata temu Zjednoczone Królestwo stało się importerem netto źródeł energii, a dziś węgiel kamienny przywozi się tu nawet ze Stanów Zjednoczonych. Ale to, co zaczyna się w Wielkiej Brytanii (do czego zresztą rząd w Londynie ma stosunek dość ambiwalentny, ze względu na zobowiązania w zakresie emisji gazów cieplarnianych), znamy przecież także z USA, Rosji czy przede wszystkim - z Polski. Dziś już cały świat po prostu musi na nowo docenić surowiec zwany niegdyś czarnym złotem.
Ceny ostro w górę
Cena ropy naftowej wzrosła w tym roku na światowych giełdach o mniej więcej dwie trzecie. Handel węglem ma charakter bardziej zdecentralizowany, a ceny ustalane są w większym stopniu na drodze bezpośrednich negocjacji między kontrahentami. Jednak indeks sporządzany przez głównego brokera, firmę ICAP, nie pozostawia złudzeń. Węgiel zdrożał od stycznia dwukrotnie. Kontrakty terminowe z dostawą na początek przyszłego roku (w Antwerpii, Amsterdamie i Rotterdamie) osiągnęły 29 października absolutny rekord - 119,25 dolara za tonę. W ostatnich dniach nastąpiła lekka obniżka, co nie wpływa na opinie analityków, zgodnie spodziewających się dalszego wzrostu, który potrwać ma przynajmniej do przyszłego roku. Przynajmniej - bo w kolejnych miesiącach jedynie jakiś zdecydowany spadek cen ropy mógłby zaszkodzić węglowi. Warto bowiem pamiętać, iż węglowy boom nie jest wyłącznie kwestią tego roku, choć w ostatnich miesiącach rzeczywiście nabrał imponujących rozmiarów. Ceny rosną od początku 2005 r., a obecnie są już mniej więcej pięciokrotnie wyższe niż w końcu lat 80. Wszystkie znaki na niebie i ziemi zaś wskazują na to, że globalny popyt wciąż będzie się zwiększał, a jego dynamika nawet przyspieszy.